niedziela, 28 czerwca 2015

II. Rozdział dwudziesty trzeci.

/Oczami Zayna/

Następnego dnia, Soleil strasznie zaczęła wymiotować. Byłem gotów zawieźć ją do szpitala. Jednak ona nie chciała się na to zgodzić. 
- So, musimy tam jechać. Odwodnisz się. Wolę, aby ktoś to kontrolował. - usiadłem obok niej i delikatnie przytuliłem. Nadal bałem się, że ona się ode mnie odsunie. - Żadne lekarstwa nie działają. Chodź, zrobimy badania, a potem wrócimy do domu.
W końcu uległa. Ubrałem jej kurtkę, a ona wsunęła stopy w trampki. Wziąłem ją na ręce i zniosłem na parking. Posadziłem ją na fotelu w aucie i przypiąłem pasem. 15 minut później byliśmy w szpitalu. Soleil zaraz miała być przyjęta przez lekarza. Zaraz wszystko się wyjaśni.
- Panna Kellan jest proszona do gabinetu. - oznajmiła pielęgniarka. So wstała, uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko skinąłem głową. Nie było jej praktycznie 40 minut. Denerwowałem się, jak cholera. Chciałem wiedzieć, o co chodzi. Czy ta wizyta naprawdę musiała być, aż tak długa? 
- Hej, skarbie. - mruknąłem,  gdy wyszła ze spuszczoną głową. - Co powiedział lekarz?
- To tylko przeziębienie. - odparła, nie patrząc na mnie. 
- Powiedz prawdę.
- Jestem w pieprzonej ciąży. To trzeci miesiąc. Nie wiem, jak mogłam się nie domyślić. 
Soleil jest w ciąży. Będę ojcem. Będziemy prawdziwą rodziną.
- To wspaniale. Kurwa, tak się cieszę. - powiedziałem, otulając ją ramionami. Chyba nie podzielała mojego entuzjazmu. - Nie cieszysz się? 
- To za wcześnie. Poza tym, tak wiele dzieje się w naszym życiu. Nie poradzimy sobie.
- Poradzimy. Pójdę do pracy, a ty będziesz wypoczywać i dalej się uczyć. 
- I o to chodzi. Ja mam się uczyć, a ty będziesz pracował. To niedopuszczalne. 
- Oczywiście, że tak będzie w porządku. Tak jest w prawdziwym życiu, Soleil. To facet ma zarabiać.
- Kocham cię, Zayn. Jestem taką szczęściarą, że cię mam. Nie zasłużyłam na to. Tym bardziej po tym, jak się ostatnio zachowuję.
- Ja też cię kocham. Dzisiejszy dzień jest najlepszy na całym świecie. Przysięgam. 
- Nasze matki będą wściekłe. - Soleil zaśmiała się wesoło. - Jestem tego pewna. 
- Moja na pewno. - mruknąłem. Splotłem palce z palcami Soleil, po czym opuściliśmy szpital. - Masz ochotę na coś szczególnego, czy chcesz wrócić do domu?
- Jestem trochę zmęczona, ale już dawno nigdzie nie wychodziliśmy razem. I jestem głodna. 
- Zjemy coś, a potem musimy wybrać się na zakupy, bo nasza lodówka zaczyna świecić pustkami. Chyba, że zawiozę cię do domu i sam zrobię zakupy. Ty w tym czasie odpoczniesz. 
- Myślisz, że to będzie chłopiec, czy dziewczynka? 
- Wolałbym dziewczynkę. - wymamrotałem. Bardzo chciałem mieć córkę. To było moje marzenie już od dawien dawna. 
- A ja chłopca.
- Najwyraźniej będziemy musieli mieć dwoje dzieci. - wzruszyłem ramionami, śmiejąc się cicho.

*

Po zjedzonym obiedzie, pojechaliśmy do centrum na zakupy. Kupiliśmy trochę ubrań dla mnie i cały ogrom dla Soleil. Oglądaliśmy ubrania dla naszego dziecka. Mimo wszystko, było za szybko na zakupy, gdyż nie znaliśmy płci dziecka. Chciałem mieć je już teraz. Naprawdę go potrzebowałem. Przed nami było jeszcze 6 miesięcy. To tyle czasu. Wracając do domu, Soleil zasnęła. Była zmęczona i całkowicie to rozumiałem. Gdy dotarliśmy na miejsce, wyjąłem So z samochodu i zaniosłem do mieszkania. Ułożyłem ją w naszym łóżku i dobrze przykryłem. Później zszedłem po zakupy. Pochowałem wszystko do lodówki. Pracując przy laptopie, usłyszałem krzyk z sypialni. Pobiegłem tam szybko. So ciężko oddychała i wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. Dobrze wiedziałem, co to oznacza. Bałem się, że znowu nie pozwoli mi się do niej zbliżyć. Cholernie ją kocham. Miewam dość, ale przetrwam to. Przetrwam, bo jest moim ideałem. Przetrwam, bo szaleję na jej punkcie. Ona jest dla mnie największą nagrodą. 
- Co się dzieje? - zapytałem, zbliżając się powoli i niepewnie. Miała koszmar.
- Śnił mi się Patrick. Śniła mi się ta sytuacja. Z tym, że nie przyszedłeś mnie szukać. Byłeś z jakąś inną kobietą. - nim zdążyłem podejść do łóżka, ona się z niego zerwała i wtuliła w moje ciało. - Boże, nie chcę, abyś znalazł sobie kogoś innego.
- Nie chcę żadnej innej. - powiedziałem, układając dłonie pod jej pośladkami. Wziąłem ją na ręce i przycisnąłem do siebie. Nasze usta zbiły się ze sobą. - Jesteś tylko ty, zapamiętaj to sobie.
Na jej pięknej twarzy pojawił się uśmiech, a to mnie podniosło nieco na duchu.
- So. - mruknąłem, a następnie odchrząknąłem. - Wiem, że to niezbyt romantyczna chwila, nie kupiłem też pierścionka, nie zaplanowałem wszystkiego, ale...
- Ale co? - zapytała. Doskonale wiedziała, o co chcę ją poprosić. Jej uśmiech z każdą chwilą automatycznie się poszerzał.
- Wyjdź za mnie. Zostań moją żoną. Stwórzmy prawdziwą rodzinę.
- Zayn, oczywiście, że tak. Marzę o tym od dawna. Jesteś wszystkim czego mi potrzeba. Jesteś moim aniołem. Tak strasznie cię kocham.
- Ja ciebie też. - odparłem, opuszczając delikatnie jej ciało na łóżko. Oparłem się na przedramionach po obu stronach jej ciała, pocałowałem, a następnie powtórzyłem. - Ja ciebie też.

*

Dwa dni później była moją żoną. Nie chcieliśmy hucznego przyjęcia, nie chcieliśmy towarzystwa naszych rodzin, bynajmniej nie teraz. Oficjalnie była moją żoną, była tylko moja i to się tak naprawdę liczyło. Być może kiedyś, gdy So już urodzi, a ja będę nieco spokojniejszy o jej stan fizyczny i psychiczny, zorganizujemy prawdziwy ślub. Teraz mamy dom, jesteśmy małżeństwem i spodziewamy się dziecka. Czy w moim życiu mogło stać się coś lepszego? Zaparkowałem swoje nowe lamborghini na podziemnym parkingu, zamknąłem auto i skierowałem się do windy. Dokładnie za 20 pięter miałem być ze swoją żoną. To tak pięknie brzmiało. Soleil była moją żoną, a ja nie potrafiłem przestać o tym myśleć. Wszystko działo się tak cholernie szybko. Wszedłem do mieszkania. Blondynka kręciła się przy kuchni, szykując dla mnie obiad. Wróciłem z pracy. Zostałem sekretarzem jednego bogatego biznesmena. Nie narzekałem, była to nie najgorsza robota, a pieniądze z niej były naprawdę konkretne. Leil miała na sobie zwiewną sukienkę, a długie włosy podpięła klamrą. Wyglądała perfekcyjnie, jak zawsze. Powitała mnie całusem. Czułem się fantastycznie. 
- Jak się dziś czujesz? - spytałem, obejmując ją w pasie.
- Dobrze. Wymiotowałam trochę mniej. - powiedziała. Pogłaskałem ją po włosach i pocałowałem w czubek głowy. Martwiłem się o jej zdrowie. A także chciałem poznać płeć dziecka. Byłem taki niecierpliwy. Chciałem wszystko otrzymać już w tej chwili. Móc przez kilka chwil potrzymać nasze dzieciątko na rękach. 
- Powinniśmy wybrać ginekologa i umówić cię na pierwszą wizytę. Co dwa tygodnie będzie w porządku? - spytałem, na co ona dźwięcznie zachichotała. Wstawiłem sobie wodę na kawę i zerknąłem na nią ze zdziwieniem. - O co chodzi?
- Gdy będę chodzić na kontrolę raz na miesiąc, będzie dobrze.
- Nie ma mowy. Co dwa tygodnie, to minimum. Jeśli nie, osobiście wybiorę lekarza i poproszę o spotkania w każdy piątek, tuż po tym, jak skończę pracę.
- Dobrze, już dobrze. Jak sobie życzysz. - ponownie się zaśmiała i przesłała mi całusa. Chwilę później postawiła przede mną obiad.

*

Usłyszałem pukanie do drzwi. To już ten czas. To moment spotkania z naszymi matkami. Jęknąłem cicho, Soleil posłała mi przerażone spojrzenie, aż w końcu kiwnęła głową. 
- Otwórz. - szepnęła. Pokiwałem głową, wstałem z kanapy i ruszyłem do drzwi. Ponownie zapukały. 
- Witam dwie piękne damy. - mruknąłem niezbyt radośnie, otwierając im drzwi.
- Oho, przeskrobałeś coś, podlizujesz się. - oznajmiła moja matka, a następnie wesoło się zaśmiała.
- Stęskniłem się za swoją staruszką. Już nie mogę zaprosić cię na wspólny wieczór? 
- Zbyt dobrze cię znam, Zaynie. Nie przesadzaj. - powiedziała i przeszła do dalszej części mieszkania. Obie kobiety przywitały się radośnie z So. Ustaliliśmy z Soleil, że o wszystkim powiemy im po kolacji i kieliszku szampana. Ale stres był dla mnie zbyt duży. Więc, jak ostatni idiota, stojąc przed nimi trzema, wypaliłem.
- Wzięliśmy ślub, Soleil jest w ciąży. 
- Zayn! - moja żona podniosła głos. Wiem, że była nieco poirytowana. Wzruszyłem ramionami. Szczęka mojej matki wylądowała niemalże na podłodze. Dlaczego się tego bałem? Co im, kurwa, do mojego prywatnego życia? Będę chciał, to zrobię gromadkę pięknych dzieci, ożenię się z Soleil kolejne dziesięć razy. Nie mają prawa mi rozkazywać.
- To wspaniale. - odrzekła mama So, jak zawsze opanowana.
- Żartujesz? - wykrzyknęła moja. - Jesteś taki nieodpowiedzialny. Chryste! Ile wy się znacie? Ile mieliście przerwy? Co się z wami ostatnio działo? A teraz oznajmiacie nam, że Soleil jest w ciąży, że wzięliście ślub. Chyba powariowaliście!
Soleil usiadła obok swojej matki i objęła ją. Pokazała jej pierścionek zaręczynowy, którym była zachwycona i obrączkę.
- Jestem taka szczęśliwa, córeczko. - powiedziała, mocno ją tuląc. Chociaż jedna z nich była zadowolona, no cóż.
- Mam też pracę. - powiedziałem. Byłem naprawdę dumny z tego, jak sprawy zaczynały się układać. Soleil uśmiechnęła się do mnie. Widziałem, że w jej oczach błyszczą łzy. Tak bardzo ją kochałem. To mnie niemalże zabijało. Już niebawem mieliśmy zamiar zorganizować niewielkie przyjęcie dla naszych przyjaciół i również poinformować ich o zmianach w naszym życiu. Czekaliśmy tylko na Sky, która ma wrócić z Paryża.
- Chodźcie, zjemy coś, wypijemy, atmosfera trochę się rozluźni. - zaoferowała So. Dlaczego ja nie mogłem być tak opanowany, jak ona?
Kiedy nasze matki powędrowały do jadalni, zostałem w kuchni z Soleil.
- Przepraszam. - powiedziałem cicho, obejmując ją. Zaśmiała się lekko.
- To było dosyć zabawne przedstawienie, wierz mi. Dobrze, że mamy to za sobą. Nie byłabym w stanie zjeść czegokolwiek. Już po wszystkim.
Dalsza część wieczoru minęła już dosyć spokojnie. Nasze matki były o wiele spokojniejsze. To znaczy, moja matka. Mama So cieszyła się z tego, że zostanie babcią. Planowała, gdzie będzie zabierała malca, aby nas trochę odciążyć. Kurwa, jeszcze 6 miesięcy. Nie wytrzymam tego oczekiwania.