- Soleil, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - zaczął Zayn, akurat wtedy, gdy mój telefon się rozdzwonił. Nieznany. Miałam kilka połączeń nieodebranych? Ale jakim cudem? Przecież miałam urządzenie ciągle przy sobie.
- Odbiorę i porozmawiamy - mulat kiwnął głową, a ja nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jakiś dziwny głos kazał mi wracać do hotelu. Przeprosiłam Malika i wróciłam do swojego pokoju. Wybrałam numer.
- Cześć, Soleil. Tu Claire, była dziewczyna Zayna - a czego ona chce ode mnie? Byłam zdezorientowana. Zamknęłam drzwi na klucz, aby nikt mi nie przeszkadzał - Pewnie zastanawiasz się, czego mogę chcieć.
- Dokładnie - wymamrotałam, rozplątując włosy. Ona zaśmiała się szyderczo. Boże, co za idiotka.
- Chciałam cię ostrzec. Jak dziewczyna, dziewczynę. Nie pozwól się Zaynowi do siebie zbliżyć, bo on to wykorzysta. W naszym pięknym Londynie założył się o twoje dziewictwo. Dobrze wiesz, wszyscy wiemy, że dla dobrej opinii, on zrobi wszystko.
- Co ty pieprzysz? On taki nie jest - zaprzeczyłam. A z jej ust, ponownie wydobył się śmiech.
- Przechodziłam przez to. Moja cnota była warta stówę, a twoja, hm, chcesz wiedzieć ile? Całe dwie. Tyle jesteś warta, Soleil. Zastanów się, zanim zrobisz coś złego - wyrzuciła z siebie, a następnie się rozłączyła. Zatkało mnie. Była warta marne dwie stówy. Tylko tyle. Jestem nikim dla Zayna. Jestem kolejną dziewczyną, którą chciał zaliczyć. On po prostu chciał się ze mną pieprzyć. Nie mogę tego inaczej określić. Oddałam mu siebie. On ma z tego satysfakcję, a ja co? A mnie ludzie będą wytykać palcami. Mimo nerwów, odłożyłam ostrożnie telefon na szafkę. Wrócę do Londynu. Choćby teraz, zaraz. W ciągu kilku najbliższych minut muszę dotrzeć na lotnisko. Wrzuciłam niedbale wszystkie rzeczy, jakie miałam do toreb. Co prawda, było to trochę trudne i czasochłonne. Starałam się robić wszystko, w jak najszybszym tempie. Przed wyjściem, zadzwoniłam do mamy, prosząc, aby zabukowała mi bilet na dziś, na teraz. Nie zadałam sobie nawet trudu z zamknięciem drzwi. Oddałam klucz w recepcji. Lokaj zabrał moje walizki. Cieszyłam się, że mogę spokojnie opuścić hotel, Los Angeles. Tak samo, jak na moich ustach pojawił się uśmiech pełen satysfakcji, tak samo szybko zniknął.
- Soleil - warknął Zayn, odwracając mnie przodem do siebie - Dlaczego wyjeżdżasz?
- Puść mnie - syknęłam, próbując zepchnąć jego dłonie ze swoich ramion. To było na nic. Był silniejszy. Jego uścisk w zasadzie zaczął sprawiać mi ból.
- Nie, dopóki mi nie powiesz, dlaczego uciekasz. Mam wrażenie, że to przeze mnie.
- No to świetne masz wrażenie. Zostaw mnie w spokoju - wykrzyczałam, szamocząc się z nim, na wszystkie możliwe sposoby.
- Więc już wiesz? - uniósł pytająco brew - Pozwól mi to wyjaśnić. Wiem, jak to wygląda z twojego punktu widzenia.
- Nie, niczego nie wiesz. Zaufałam ci, a ty to wykorzystałeś. Nie miałam pojęcia, że taki jesteś. Wydawało mi się, że jesteś inny tutaj, w LA. Ale to tylko pozory, prawda? Powiedz, chciałeś mnie tylko przelecieć.
- Zamknij się, Soleil - teraz to on uniósł głos. Był zdenerwowany.
- Sam się zamknij. I puść mnie do cholery. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - ale on nie odpuszczał. Trzymał mnie blisko siebie.
-Wysłuchaj mnie, proszę cię - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Pokręciłam nerwowo głową, zaciskając jednocześnie usta w prostą linijkę. Zayn jedną dłonią potarł swoje czoło. Wykorzystałam moment i wyrwałam mu się. Nim zdążył mnie złapać, byłam w taksówce, która właśnie ruszała na lotnisko. Malik był zły, był wściekły. Właściwie, kiedyś powiedziałam Vic, że chcę doprowadzić go do furii. I chyba właśnie do tego doszło. W Londynie byłam jakoś pod wieczór. Oczywiście dom pusty. Mama jest na konferencji w Chinach. Super. Alf też nie ma. Nie wiem, co będę robić. Nie mam bladego pojęcia. Nie mam praktycznie znajomych w Londynie. Nie mam tu nikogo. Postanowiłam włączyć swój telefon. Były jakieś wiadomości od Zayna, mama pytała, czy jestem już w domu. Jednak na nic nie odpowiedziałam. Spędziłam dobrą godzinę w wannie, dolewając co jakiś czas ciepłej wody. Nie rozumiem, jak Zayn mógł zrobić coś takiego. Wmawiał mi te wszystkie głupoty, dla własnej satysfakcji. Nie wiem, jak można robić coś takiego dziewczynom. Ciekawe, o kogo się nie założył. Pewnie o Victorię. Bo ona sama do niego poleciała. No nic. Z racji tego, że dziś w Londynie padało, ubrałam na siebie granatową bluzę z białymi napisami, legginsy i force'y, które miałam wcześniej na nogach. Wybrałam numer mamy.
- Dotarłaś już do domu? - spytała.
- Tak, jestem cała i zdrowa.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką? - zadałam jej pytanie, rozczesując jednocześnie włosy.
- Twój pies jest u naszej sąsiadki.
- Co? - pisnęłam uradowana. Chyba jedyna dobra wiadomość dzisiejszego dnia - Jak go znalazłaś?
- Ktoś z LA go znalazł, jakoś się dowiedzieli, że jest twój i ostatnio kazali zgłosić się po jego odbiór, gdy tam byłyśmy. Nie chciałam ci nic mówić. Był u najlepszego weterynarza, wszystko z nim w porządku. Dlaczego wróciłaś już do domu?
- Kocham cię, mamo. Jesteś wspaniała. Przez drobne nieporozumienia. Nie chcę o tym rozmawiać - wymamrotałam.
- Dobrze, skarbie. Będę w domu za dwa tygodnie. Ja też cię kocham.
Po skończonej rozmowie, umyłam zęby i pomalowałam się. Wychodząc z domu, zabrałam kartę bankomatową i smycz, która wisi tu od wieków. Moja sąsiadka niechętnie oddała mi moją Cookie. Pocałowałam psa w pyszczek i podziękowałam kobiecie. Była to mała suczka, z rasy shih tzu. Kochałam ją i nie mogłam pogodzić się z jej stratą. Zaczepiłam ją na smycz i obie spacerowałyśmy ulicami Londynu. Deszcz ustał, ale pogoda była koszmarna. W sklepie przebierałam we wszystkim. Usłyszałam, jak ktoś wymawia moje imię.
- O, cześć, Margaret - rzuciłam, uśmiechając się do dziewczyny.
- Ale jesteś opalona! - wykrzyknęła radośnie, przeczesując swoje włosy. Przed oczyma mignęła mi Claire. No cholera - Jak było w Los Angeles?
- Fajnie. Spotkałam się ze starymi znajomymi. Wolałabym zostać tam, niż wrócić tu, ale cóż, nie mam zbyt wiele do gadania - odparłam, wkładając do koszyka pomarańcze. Cook siedziała grzecznie, obserwując wszystko dookoła.
- Ja jestem zmuszona zostać całe wakacje tu, ze względu na pracę.
- Co robisz? - spytałam, unosząc brew.
- Pracuję w galerii. Jestem kasjerką. Chyba tak to można ująć - zaśmiała się melodyjnie - Muszę już uciekać, mama czeka na mnie przy kasie. Do zobaczenia.
Odpowiedziałam jej tym samym. Wzięłam kilka rzeczy, które mogą pomóc przetrwać mi, przez te dwa tygodnie, gdy mamy nie będzie w domu. Pewnie i tak często będę jeść na mieście. Nie jestem najlepsza w gotowaniu. Przy wyjściu z centrum, podeszła do mnie Claire.
- Widzę, że skorzystałaś z mojej rady i wróciłaś do Londynu - bąknęła, patrząc na mnie. Była o wiele wyższa ode mnie. I ładniejsza. Taka delikatna. Jak porcelanowa lalka.
- Powiedzmy, że tak właśnie jest.
- Zakładam, że Zayn chciał ci wszystko wyjaśnić i cię zatrzymać. Zawsze tak robi, aby nie wyjść na dupka. Wróci tu i nie będziesz go interesowała. Może masz czas na kawę? Opowiem ci wszystko - mruknęła, a ja kiwnęłam głową. Za nasz kierunek obrałyśmy Starbucks.
- No więc mów - zachęciłam ją, upijając łyk kawy.
- To się zaczęło jakieś 4 lata temu. Chyba tak. Zayn był frajerem i każdy go poniżał. Poznaliśmy się w szkole. Jestem od was starsza, nie zdałam wielokrotnie. Pomagałam mu. Uprawiał ze mną seks. Powiedział mi, że się we mnie zakochał. Zostawiłam go. Stał się tak zajebistym chłopakiem, serio. Po prostu musiałam do niego wrócić, ale mi na to nie pozwolił.
- Tak, Zayn mi o tym mówił, ale nie powiedział, o kogo chodzi - wzruszyłam ramionami, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- Powiedział ci to? Powiedział ci, że był zakochany i że zostawiłam go i tak dalej?
- Tak. Nie rozumiem, co cię tak dziwi - mruknęłam.
- On nigdy się do tego nie przyznał. Nikomu, Soleil. Musisz z nim porozmawiać.
- Nie zamierzam. Jestem warta dwie stówy, rozumiesz? - warknęłam, wstając z miejsca.
- W takim razie coś musiało się zmienić. On... on musiał coś poczuć. Pogadaj z nim.
- Daj mi spokój, Claire - opuściłam pomieszczenie. Znowu zaczęło lać. Pięknie. Kiedy dotarłam do domu, ktoś był u Zayna. Sugeruję, że on, ponieważ jego mama jest razem z moją w Chinach. W takim razie bezsensu była moja ucieczka. Czym prędzej dostałam się do środka białego budynku, nie zamierzając się z niego ruszyć. Kilkakrotnie złapałam się na tym, że wyglądam przez okno, oczekując przyjścia Malika. Cała złość gdzieś się ulotniła i z pewnością byłam gotowa mu to wybaczyć. Tyle, że on się nie pojawił. W domu cały czas paliło się światło. Praktycznie w każdym pomieszczeniu. Okej, dam sobie z tym spokój. Claire miała rację. On nie przyjdzie. Ma to wszystko gdzieś.
***
Liczę na Wasze komentarze. Chcę wiedzieć, co sądzicie o moim opowiadaniu.
To opowiadanie naprawdę jest świetne, pisz dalej, nie rezygnuj z tego w czym jesteś dobra.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to rozczarowanie na końcu rozdziału, nie będę opisywałam dlaczego, tak będzie lepiej.. hah. Świetny rozdział, czekam na więcej.
Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńciągle chcę więcej, więcej i więcej! kurwa, dodawaj jak najszybciej. czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńNo i się zgadzam z poprzednikiem to cholernie wciąga czekam na kolejny rozdział
UsuńDajesz dalej
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej
OdpowiedzUsuń