piątek, 25 lipca 2014

II. Rozdział dwudziesty drugi.

Powoli otworzyłem drzwi, oczekując, że zastanę za nimi policjanta, moją, albo Soleil matkę, Alf, Sky, kogokolwiek, ale nie Alexa. Przyjechał z pieprzonego LA, aby zobaczyć się z moją dziewczyną. Mimo tego, że to mój kuzyn i tak byłem wściekły. Nie lubiłem, gdy w życiu So pojawiał się inny mężczyzna. Nie mogłem tego zaakceptować. Chłopak zbił ze mną piątkę i przeszedł w głąb domu. Bez żadnego skrępowania podszedł do blondynki i ją przytulił. Co najdziwniejsze, odwzajemniła ten gest. Czy tylko, kurwa, ja przypominałem jej Patricka? Byłem niemalże wkurwiony.
- Zostawię was samych. - warknąłem, ruszając na górę, aby się czymś zająć. Byłem wystarczająco zraniony w ostatnim czasie, ale to i tak było za mało. Powinienem dostać jeszcze bardziej po tyłku. Nic nie układało się tak, jakbym chciał. Soleil uciekła, wróciła, została zgwałcona, a teraz Alex. - Ja pierdole.
Jęknąłem w duchu, uderzając pięścią w ścianę. Potrzebowałem zrobić coś, co pomoże mi się rozluźnić. Tak więc, wybrałem numer Thomasa. A przy okazji, ja też musiałem wszystko z siebie wyrzucić. Wychodząc z domu, poinformowałem Soleil, że wrócę za kilka godzin, ona tylko kiwnęła głową i w najlepsze rozmawiała z Alexandrem. Thomas czekał na mnie przed budynkiem, w którym mieszkałem obecnie. Zszedłem tylko na parking po motor i byłem gotowy. Dotarliśmy do knajpy, w której kiedyś bywaliśmy non stop. Po odejściu Soleil, sprzedałem wszystkie swoje kluby.
- Czemu jesteś taki przygnębiony, stary? Co jest? - zapytał mój najlepszy przyjaciel i klepnął mnie lekko w plecy. Westchnąłem, rozmasowując skronie.
- Przyjechał Alex, mój kuzyn. Soleil i on byli kiedyś w sobie zakochani. Mnie nie pozwala się dotknąć, a co dopiero przytulić. Jego zaakceptowała od razu. Jestem wkurwiony i zazdrosny. - fuknąłem, upijając łyk piwa.
- Myślałem, że każdego faceta będzie traktowała z dystansem. Próbowałeś z nią o tym gadać?
- Nie, od razu wyszedłem, bo nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Jestem o nią cholernie zazdrosny.
- Może chcą nadrobić dawne czasy. Poczekaj trochę i nie wyciągaj pochopnych wniosków, bo to bezsens.

*

Gdy wróciłem do domu, nie zastałem nikogo. Na lodówce wisiała kartka z napisem 'wrócę za jakiś czas, jestem w kinie'. 
- Zajebiście. - chciało mi się wyć. I to dosłownie. Jak mogłem nie wyciągać pochopnych wniosków, skoro ona robiła coś takiego? Wszystko się psuło. Z dnia na dzień było coraz gorzej, choć nie wiedziałem, że tak może być. Byłem w totalnym dołku, a co najlepsze, nie wiedziałem, co robić. Wybrałem numer swojej dziewczyny, ale nie raczyła odebrać telefonu. Po chuj on tu przyjeżdżał? Westchnąłem boleśnie, wspinając się po schodach na górę. Alkohol szumiał mi w głowie. Dlaczego to ja miałem odpowiadać za wszystko? Dlaczego ja miałem unosić cały ciężar? Dlaczego to mnie właśnie unikała? Może to była najlepsza wymówka? Może po prostu przestała mnie kochać? Nigdy bym tego nie przeżył. Soleil była miłością mojego życia. I żadna inna kobieta nie mogłaby jej zastąpić. Nie czekając na nią, poszedłem spać. Nie brałem nawet prysznica. Byłem zbyt zmęczony. I przez ilość wypitego alkoholu, a także przez wszystkie dotychczasowe sytuacje.

/Z perspektywy Soleil/

W penthousie byłam około godziny 2 w nocy. Alex odprowadził mnie pod same drzwi. Był bardzo troskliwy i słodki, jak za dawnych czasów. W drodze powrotnej zastanawiałam się, czy Zayn jest już w domu. Dziś po raz pierwszy poczułam się zupełnie inaczej. Kochałam Malika najbardziej na świecie, ale dzisiejszy dzień pokazał mi, że to, co robiliśmy, stawało się już rutyną. Oczywiście nie zamierzałam odchodzić od mulata. Tylko on się dla mnie liczył. Ale potrzebowałam więcej przestrzeni. Chciałam spotykać się ze znajomymi. Ani razu nie pomyślałam o Patricku. Dlaczego, gdy Zayn mnie dotyka, widzę tylko jego? Boję się go, choć nie powinnam. Może to on ściąga te wszystkie problemy na nas? Nie, nie, to niemożliwe. Zayn jest idealny. Przed pójściem do łóżka, wypiłam szklankę wody. Postanowiłam, że powiem chociaż dobranoc brunetowi. Szukałam go w każdej z sypialni, co było udręką, bo było ich, aż 7. Zastałam go śpiącego w ostatniej. Powoli wdrapałam się na wielkie łóżko i nachyliłam się nad nim. Opuszkami palców odgarnęłam włosy opadające na jego czoło, a następnie delikatnie potarłam jego zarost. Tak strasznie mi na nim zależy. Ucałowałam jego skroń. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy położyć się obok niego, chociaż na chwilę. Objęłam jego ciało jednym ramieniem i wtuliłam się w jego umięśnione plecy.
- Kocham cię, So. - usłyszałam jego szept. Nie miałam pojęcia, że nie śpi, ale szczerze mówiąc, bardzo mnie to ucieszyło. Zayn odwrócił się do mnie przodem i pomimo mroku panującego w pokoju, widziałam, jak się uśmiechnął.
- Ja też cię kocham. - odszepnęłam.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na ziemi. - powiedział i uniósł się na łokciu. Odniosłam wrażenie, że chce mnie pocałować, więc przysunęłam swoje usta do jego ust. Przed oczyma znowu stanął mi Patrick, chciałam się cofnąć, ale Zayn przytrzymał mnie mocno przy sobie. - Dlaczego tylko we mnie widzisz Patricka?
- Nie wiem, Zayn. Nie mam pojęcia. Boję się, że zrobisz to samo. Chociaż wiem, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. To jest nienormalne.
- Nie mógłbym tego zrobić. Jesteś moją miłością i nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić. Chcę cię chronić przed każdym, kto mógłby to zrobić. Jestem zazdrosny o Alexa.
- Co? Dlaczego? Bo spędziłam z nim jeden dzień?
- Kto przylatuje z drugiego końca, żeby z kimś pobyć? Soleil, spędziłaś z nim cały dzień, nie zwracając na mnie uwagi.
- Przestań, Zayn. Jesteś jedyną osobą, którą kocham i chcę, aby było wszystko między nami dobrze.
- Sam nie wiem, So. Może między nami już nie będzie tak, jak wcześniej.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam, nerwowo pocierając ramiona.
- Jest ci zimno? - spojrzał na mnie, a następnie okrył moje ciało kołdrą. Przewróciłam teatralnie oczyma. - Chodzi mi o to, że teraz jest inaczej. Nadal cię kocham, ale widzę, że coś się zmienia. Nie chcesz mnie dotykać, ale możesz przytulać się do innego faceta. Tęsknię za tobą, Soleil. Bardzo za tobą tęsknię.
- Zayn, nic nie jest inaczej. Muszę przezwyciężyć swoje lęki. Wtedy wszystko wróci do normy.

***
Rozdział mega krótki, wiem. Ale nie mam pomysłu na to opowiadanie. Historia Soleil i Zayna mocno mnie nudzi i nie chcę jej już prowadzić. Może za jakiś czas do niej wrócę, ale niczego nie obiecuję. Nie mam ochoty nawet pisać tego opowiadanie dalej. Było, minęło i tyle.
TERAZ JESTEM NA:

BOYFRIEND
CONFIDENT

niedziela, 20 lipca 2014

II. Rozdział dwudziesty pierwszy.

Tydzień minął błyskawicznie. O 9 miałem zabrać Soleil ze szpitala. Nasz dom był gotowy. Wszedłem powoli do sali, a ona była już w pełni ubrana. Miała rozpuszczone włosy, które kaskadami spływały po jej plecach. Potarła nerwowo skronie, gdy chciałem wziąć ją za rękę.
- Rozumiem. - szepnąłem cicho, a ona przymknęła oczy. - Nie martw się, chodźmy.
Powoli podniosła się ze szpitalnego łóżka i wyszła przede mną z pomieszczenia. Włożyłem jej bagaż podręczny do bagażnika i wsiadłem do auta. Soleil siedziała w ciszy, mając dłonie na kolanach.
- Wszystko w porządku? - spytałem, zerkając na nią.
- Nic nie jest w porządku, Zayn. - powiedziała, głośno przełykając ślinę.
- Poradzimy sobie. Dziś przyjedzie twoja terapeutka. Uznałem, że możesz bać się mężczyzn. - oznajmiłem, przeczesując palcami włosy. Pokiwała głową, a ja ruszyłem w kierunku naszego nowego domu. Jazda zajęła nam jedynie 15 minut, co było dziwne, bo o tej porze często zdarzały się spore korki, a my mieszkaliśmy w centrum. Ta cisza, która panowała między nami, zaczynała mnie dobijać. Jestem pewien, że Soleil zawali ten rok. Niedawno wróciła do miasta, nie zdążyła nic zrobić, a wiem, że w poniedziałek nie pójdzie do szkoły, bo to będzie dla niej za trudne. Powinienem porozmawiać z nią o nauczaniu domowym. Miała ponad miesiąc nieobecności. To nienormalne. Wszedłem do sypialni, którą obecnie dokładnie lustrowała blondynka. Miałem ochotę objąć ją, przytulić, cokolwiek. Brakowało mi jej cholernie mocno.
- I jak, podoba ci się? Powiesiłem kilka naszych zdjęć i zmieniłem łóżko.
- Podoba mi się to duże zdjęcie. - uśmiechnęła się lekko i wskazała dłonią na obraz, który zajmował całą ścianę. Było to zdjęcie moje i Soleil z Los Angeles.
- Mi również się ono podoba. Dasz radę wrócić do szkoły? - spytałem, siadając na brzegu łóżka.
- Chyba nie, Zayn. Nie wiem. Boję się. - powiedziała cicho, a ja tylko pokiwałem głową.
- Poproszę o nauczanie domowe. - mruknąłem, przeczesując palcami włosy. Słysząc dzwonek do drzwi, westchnąłem. - Przygotuj się, to psycholog. Gdzie chcesz z nią rozmawiać?
- W salonie, zaraz zejdę. - kiedy chwytałem za klamkę, ona wymruczała jeszcze słowo dziękuję. Uśmiechnąłem się, a następnie czym prędzej wyszedłem. Tęskniłem za nią. Otworzyłem drzwi i przywitałem się z lekarką. Poprosiłem ją do salonu, a tam zostawiłem obie kobiety same sobie.

/Z perspektywy Soleil/


- Nazywam się doktor Eveline Joele. Ale mów mi Eve. - przedstawiła się brunetka siedząca obok mnie. Była piękna i młoda. Miała krótko ścięte włosy. Była ubrana w sweter i czarne spodnie. W żaden sposób nie przypominała lekarza.
- Jestem Soleil Kellan. - powiedziałam cicho, pocierając lekko ramię.
- Zapamiętam. - uśmiechnęła się szeroko i zapisała to w jakimś zeszyciku. - Twój partner powiedział, że potrzebujesz pomocy. Ktoś cię zgwałcił, prawda?
Zacisnęłam nerwowo powieki, biorąc głęboki oddech. Przed oczami stanęła mi twarz Patricka i to, jak był skupiony, aby we mnie wejść. Wszystko zaczęło się we mnie trząść.
- Spokojnie. Spróbujmy o tym porozmawiać, dobrze? - zapytała delikatnie. Nie byłam pewna, czy dam radę mówić.
- Najbardziej martwię się o to, że nie potrafię już żyć w normalnych relacjach z Zaynem. Boję się o nas. - szepnęłam.
- To nic nadzwyczajnego. Każda kobieta boi się mężczyzny po takim przeżyciu.
- Ale to jest chore. - potrząsnęłam głową. - Zayn mnie kocha i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Źle mi z tym, że go tak odtrącam.
Kobieta delikatnie potarła moje ramię i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- A co Zayn o tym myśli? Próbowałaś z nim rozmawiać?
- Nie, boję się jego reakcji. Boję się o to, że mógłby mnie zostawić. Nie wiem, czy kiedykolwiek dam mu się dotknąć. Nie wyobrażam sobie spać z nim w jednym łóżku.
- W takim razie, to twoje zadanie na dziś. Rozmowa z Zaynem. Musisz powiedzieć mu o swoich odczuciach, on na pewno zrozumie. To dobry, młody mężczyzna. - powiedziała, wzdychając.

*

Gdy moja terapeutka wyszła, Zayn wrócił. Uśmiechnął się do mnie i postawił na stole w salonie dwa pudełka z chińszczyzną. Uwielbiałam to i teraz naprawdę miałam na nią ochotę. Od bardzo dawna jej nie jadłam.
- Kupiłem nam chińszczyznę na kolację. Może być? - spytał, zerkając na mnie.
- Tak, wprost umieram z głodu. - rzuciłam, splatając włosy w koński ogon.
- Jak poszła rozmowa? - zadał mi kolejne pytanie, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Dobrze. - westchnęłam cicho, przypominając sobie, że muszę porozmawiać z mężczyzną. Nie chciałam go zranić. Przecież Zayn nie był niczemu winien. On nie musiał cierpieć. - Zayn, chciałabym ci o czymś powiedzieć.
Malik popchnął w moją stronę jedno pudełko z jedzeniem i wręczył mi pałeczki, a następnie wziął się za swoje. Usiadł na drugim końcu kanapy. To mnie zabolało, ale wiem, że gdyby się zbliżył, ponownie bym go odepchnęła. Otworzyłam kartonik i wsunęłam w niego pałeczki.
- Przepraszam, że cię t-tak odpycham. - mruknęłam, wlepiając wzrok w jedzenie. Zayn milczał, co oznaczało, że mam kontynuować. - Gdy próbujesz się do mnie zbliżyć, widzę Patricka. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak jest. Chcę byś blisko ciebie i jednocześnie nie chcę. Boję się, Zayn. Boję się o n-nas.
- To jest tak zajebiście trudne dla nas obojga, Soleil. - szepnął, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam patrzeć na to, jak cierpi. Pomiędzy nami była ogromna przepaść, której nie mogliśmy teraz zapełnić. - Nie wiem, co powinienem powiedzieć. Jestem zmęczony, So. Sam nawet nie wiem czym. To wszystko jest takie przytłaczające. Nie było cię przez miesiąc, wróciłaś, a i tak czuję, że cię tracę. Nic nie mogę z tym zrobić, skarbie. Tęsknię za tobą.
Słuchałam go uważnie, a moje serce pękało na drobne kawałeczki. To był mój Zayn. Człowiek, którego kochałam nad życie. Odstawiłam jedzenie i zaczęłam się powoli do niego zbliżaj. Kilkakrotnie się zatrzymałam, wątpiąc w to, co chcę zrobić. W końcu mulat przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. Starałam się teraz nie przypominać sobie Patricka, ale to było ciężkie. Drżałam na samą myśl o nim. Zayn kołysał naszymi ciałami.

*

Następnego dnia wstałam dosyć późno. Słyszałam, jak rano Zayn wychodzi do szkoły. Nie spaliśmy razem. Chociaż bardzo chciałam, to nic nie mogłam z tym zrobić. Dwukrotnie miałam koszmary. Lekarz powiedział, że przez pewien okres, będzie to całkowicie normalne. Dopiero, gdy wzięłam leki nasenne, wszystko ustąpiło. Spałam w sypialni mojej i Zayna, a on w jakimś pokoju gościnnym. To było straszne. Jeśli Zaynowi się uda, od przyszłego tygodnia, powinnam mieć zajęcia w domu. Moja mama musi również porozmawiać z nauczycielami. Siedziałam przez około 3 godziny w wannie, dolewając sobie, co jakiś czas ciepłej wody. Rozkoszowałam się tą niezmiernie długą chwilą. Wiedziałam, że Malik kończy dziś późno lekcje, więc postanowiłam zrobić mu obiad. Ubrałam czystą bieliznę oraz zwiewną sukienkę. Pomimo ponurej pogody, w naszym nowym mieszkaniu było ciepło i przyjaźnie. Przygotowałam dla Zayna kurczaka w miodzie oraz pieczone ziemniaki. Pamiętam, że gdy byliśmy na jednej z naszych randek, mulatowi bardzo smakowało to danie. 
- Dzień dobry. - usłyszałam jakiś czas później. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Jeśli będziesz mnie tak witać, mogę wychodzić częściej.
Przygryzłam dolną wargę, gdy wręczał mi bukiecik czerwonych róż. To było niesamowicie słodkie. Chciałam go pocałować, przytulić, ale jedyne, co zdołałam, to wypowiedzenie zwykłego 'dziękuję'. Słysząc dzwonek do drzwi, nie miałam pojęcia, że nasze kłopoty dopiero się zaczną.

***
 TO BARDZO WAŻNE, WIĘC PROSZĘ PRZECZYTAĆ.

1. Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się wiele komentarzy na temat tego, że nie powinnam wymagać. Ale przypominam, że to MÓJ blog i ja decyduję o tym, czy powinnam, czy też nie. Denerwuje mnie takie marudzenie. Ponieważ ja jestem dla Was, a Wy dla mnie? Chcę poznawać Wasze opinie, a bez stawiania Wam wymagań, rzadko kiedy dostaję jakieś komentarze. Więc jeśli się komuś coś nie podoba, to niech po prostu tu nie wchodzi. 20 komentarzy - nowy.

2. I teraz o nowym rozdziale. Każdy chciałby przeczytać coś innego, a nie sposób zadowolić wszystkich, więc ogłaszam konkurs. Możecie napisać rozdział o dowolnej tematyce, ale tak, aby pasował do treści bloga. Wasze propozycje możecie nadsyłać na catfish1806@gmail.com

wtorek, 15 lipca 2014

II. Rozdział dwudziesty.

Soleil obudziła się następnego dnia, jakoś w godzinach południowych. Cieszyło mnie chociaż to. Lekarz nie wiedział, jak głębokie mogą być urazy psychiczne. Wiedziałem, że nie chce jeść. Była po prostu załamana. Spędziłem tu całą noc i byłem bardzo zmęczony, ale świadomość, że się wybudziła, podnosiła mnie na duchu. Gdy lekarz opuścił salę, poderwałem się z niewygodnego krzesła.
- Co z nią? - spytałem, pocierając palcami udo.
- Nie jest źle. Rana na głowie nie wygląda tak strasznie. Dziewczyna nie chce jeść, ale to normalne. Będziemy podawali jej leki uspokajające.
- Mogę do niej wejść? - zadałem mu kolejne pytanie, a on spojrzał na mnie, jak na kretyna. Chciałem tylko zobaczyć Soleil.
- To kiepski pomysł. Ona na razie odrzuca każdego. Nie chce rozmawiać.
Nie zwracając uwagi na faceta w białym kitlu, wszedłem powoli do sali, aby nie przestraszyć blondynki. Miała zamglony wzrok i wpatrywała się w okno, które do połowy było przysłonięte tanią żaluzją.
- Maleńka. - szepnąłem, stojąc przy drzwiach. Nie wiedziałem, jak zareaguje. Zerknęła na mnie. Przez chwilę nawet miałem wrażenie, że się uśmiecha.
- Zayn. - powiedziała tak cicho, że ledwo zdołałem ją usłyszeć. Potrząsnęła nagle głową i zacisnęła powieki. - Wyjdź, proszę.
- Soleil, nie odtrącaj mnie. Poradzimy sobie, zobaczysz.
- Zayn, wyjdź. Zostaw mnie samą. - fuknęła. Dopiero teraz zauważyłem, że ma zachrypnięty głos.
- So, błagam cię. Wiem, że to trudne, nawet bardzo, ale to ja, Zayn. Wiesz, że cię nie skrzywdzę. Aniołku... - wolnym krokiem podszedłem do niej. Próbowałem ująć jej dłonie, ale zabierała je. Nie wiem nawet, kiedy zaczęła krzyczeć. Do sali wparowali lekarze, wraz z dwoma ochroniarzami, którzy siłą wyciągnęli mnie na korytarz. Usiadłem obok swojej matki, oparłem głowę na dłoniach i zacząłem płakać. Miałem dosyć tego wszystkiego, co się działo. Narażałem Soleil na cholerne niebezpieczeństwo. To ja byłem winny wszystkiemu. To przeze mnie ona wiecznie cierpiała. A ja nie miałem już siły. Chciałem się uwolnić od wszystkiego, co się teraz działo.
- Nie płacz, Zayn. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Musisz uwierzyć w was.
- Nie dam rady, mamo. Mam już dość. To wszystko jest chore. Nie mogę patrzeć na to, jak ona ciągle przeze mnie cierpi. Musi uciekać, jest poniżana.
- Nie mów tak. Soleil cię kocha i akceptuje z tymi wszystkimi bonusami. Wyjdzie z tego. Daj jej czas. - szepnęła, gładząc moje plecy.
- Jestem cholernym egoistą. Mam ją i czerpię korzyści tylko dla siebie. Mogłem jej nie zatrzymywać teraz przy sobie.
- Zayn, Soleil jest w tobie zakochana po uszy. To, co się dzieje, nie jest twoją winą. Nie jest niczyją winą. - rzuciła matka blondynki i wręczyła mi kawę z maszyny. - Wróć do domu i odpocznij.
- Nie dam rady spać, gdy wiem, że ona tu jest i się męczy.
- Spróbuj, synku. - wtrąciła się moja rodzicielka. - To ci dobrze zrobi. W następnych dniach będziesz jej bardziej potrzebny. Lekarz powiedział, że pierwszy dzień jest najtrudniejszy. Później będzie chciała z tobą rozmawiać, ale może nie pozwalać się dotykać.
- Mogę zostać jeszcze u ciebie? Nie chcę zaczynać czegoś nowego bez niej.
- Tak, Zayn. To nadal twój dom, pamiętaj o tym.


*

Kolejny dzień przyszedł cholernie szybko. Przyniosłem Soleil kwiaty i poprosiłem lekarza, aby jej je wręczył. To były ulubione kwiaty mojej dziewczyny. Ona nadal nie chciała jechać, a pielęgniarki co rusz podpinały jej nowe kroplówki. Cieszyłem się, że chce brać chociaż leki.
- Panna Kellan chce pana widzieć. - zwróciła się do mnie jedna z pracownic. - Jest zamroczona przez leki, to może dlatego. Proszę być spokojnym, może być niespokojna.
Kiwnąłem głową i ostrożnie wszedłem do środka. Soleil nadal leżała na łóżku i miała na sobie białą, za dużą koszulę. Spojrzałem na nią z troską, a ona się uśmiechnęła. Wiedziałem, że to sztuczny uśmiech, cóż. Usiadłem na krześle obok jej szpitalnego łóżka.
- Przepraszam z-za wczor-raj, Zayn. - szepnęła, szukając mojej dłoni. Westchnąłem cicho, przypominając sobie poprzednią sytuację. Koszmar.
- Nic się nie stało, aniele. Nie zadręczaj się tym. Jak się czujesz?
- Fizycznie nawet dobrze, ciało mnie trochę boli, a psychicznie... Sama nie wiem. Lekarze powiedzieli, że jestem naćpana tymi lekami, dlatego cię do siebie dopuszczam. - zachichotała. Ona naprawdę się zaśmiała. Moje serce urosło za radości. 
- Nie przeniosłem się jeszcze do naszego domu. Czekam na ciebie.
- Jeżeli chcesz, możesz już tam zamieszkać. Nie będzie mi to przeszkadzało. - powiedziała cicho, patrząc na mnie. - Lekarze mówią, że za tydzień będę mogła wyjść. Ale potem będę potrzebowała kontroli psychologa.
- Poszukam kogoś, kto pomoże ci najlepiej, jak będzie umiał.
- Kocham cię, Zayn.
- Ja ciebie też, maleńka.
Po chwili ciszy, Soleil mnie znowu odepchnęła. Zaczęła płakać i prosiła, bym wyszedł. Byłem rozbity na drobne kawałeczki. To istny koszmar. To jest takie trudne.

*

- Jak to, kurwa? Nie obchodzi mnie, że Patrick ma dobrego adwokata. Zgwałcił Soleil i ma iść za to do więzienia. - warknąłem w stronę policjanta, który obecnie siedział w domu moim i blondynki. Byliśmy sami. Chciał ze mną porozmawiać, a to podobno nie mogło czekać, więc postanowiłem go tu zabrać. Choć to nie był zbyt dobry pomysł. Westchnąłem głośno, pocierając palcami nos. Oparłem łokcie o wyspę kuchenną i dokładnie go obserwowałem. Pieprzony policjant siedział w mojej kuchni i jak gdyby nigdy nic, popijał herbatę.
- Staramy się robić, co w naszej mocy. - powiedział niski, pulchny facecik. Jak oni mnie wkurwiają. Jęknąłem na samą myśl, że ten skurwiel może nie ponieść kary.
- Najwyraźniej robicie za mało, skoro ten fiut może wyjść bez niczego. Co, jeśli dopuści się kolejnych przestępstw?
- Wtedy sąd podejmie inną decyzję. To tylko wstępne przypuszczenia. Powinien pan dowiedzieć się więcej o przeszłości tego chłopaka. 
- Zgłoszę to mojemu adwokatowi. I to, kurwa, jest wasze zajęcie. To wy musicie wiedzieć, co on wyrabiał kiedyś. Doprowadzę do tego, żeby poszedł za kratki.
- Rozumiem twoje oburzenie, Zayn. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś stało się Claire. - ach tak, chyba zapomniałem wspomnieć, że ten gbur, to ojciec mojej byłej.
- Właśnie, gdzie ona się podziewa? - zerknąłem na niego, uśmiechając się kpiąco przy tym.
- Dostała kuratora. Chodzi do szkoły specjalnej w Nowym Jorku, tam mieszka jej matka. Zerwała kontakty z Victorią i Jeremym. Ma się całkiem dobrze. - oznajmił, a chwilę później dodał. - Była z tobą taka szczęśliwa. Powinniście znowu być razem. Ona wtedy była całkiem innym dzieckiem.
- Gówno mnie to obchodzi. Niech się cieszy, że nie wniosłem o umieszczenie jej w zakładzie poprawczym, bo tam powinna być w tej chwili. Kocham Soleil i tylko ona mnie interesuje. - warknąłem, uderzając dłonią o blat.
- Ja już pójdę.
To najlepszy pomysł, na jaki do tej pory wpadł. Przewróciłem oczyma i odprowadziłem policjanta do drzwi.
- Do widzenia, Malik. Miej się na baczności.
Skinąłem głową i czym prędzej zamknąłem za nim drzwi.

***
15 KOMENTARZY - NOWY.

piątek, 11 lipca 2014

II. Rozdział dziewiętnasty.

Zayn zasnął u mnie. I Zayn siłą ściągnął mnie z łóżka o godzinie 8. Był wyraźnie zaaferowany tym, że idziemy oglądać to mieszkanie. Po krótkiej kąpieli, związałam włosy w luźnego koka i umyłam zęby. Zrobiłam sobie makijaż, a w garderobie zmieniłam bieliznę i ubrałam na siebie granatową sukienkę, a do tego białe szpilki. Zabrałam białą torebkę i byłam gotowa.
- Tęskniłem za tą twoją idealnością. - wyszeptał Malik i poprowadził mnie do swojego samochodu. - Gdzie chcesz zjeść śniadanie?
- W zasadzie nie jestem głodna. Mam ochotę tylko i wyłącznie na kawę.
- Nie ma mowy. Musisz coś jeść, bardzo schudłaś. - mężczyzna zacisnął usta w prostą linijkę, a następnie potrząsnął głową.
- Dobrze, Zayn. Nie zadręczaj się tym. - wiedziałam, o czym myśli. Obwiniał się, że to przez niego wyniknęła sytuacja z Jeremym. Ja byłam po prostu pionkiem w grze tego psychola. Delikatnie potarłam palcami kolano mulata i uśmiechnęłam się pokrzepiająco, co odwzajemnił. Po zjedzonym śniadaniu, wybraliśmy się na oglądanie mieszkania. To był dla nas duży krok. Nawet ogromny.
- Dzień dobry, panie Malik, panno Kellan. - usłyszałam z ust przedstawiciela nieruchomości. Penthouse od samego początku zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jednak to cena grała tu główną rolę. Było za drogie. Zayn zdawał się tym nie przejmować. Może to i lepiej. Oglądał mieszkanie z ogromnym zaciekawieniem.
- Bierzemy. - oznajmił Zayn i zerknął na mnie.
- Co?
- Nie podoba ci się? - spytał mój chłopak, po czym objął mnie w pasie. - Jest dla nas stworzone. Zaczniemy tu od nowa. Weźmy je. Wiem, że ci pasuje.
- Zayn, jest za drogie. - mruknęłam cicho, bawiąc się jego krawatem.
- Pieniądze to najmniejszy problem.
- Mam inne zdanie na ten temat. - westchnęłam, a on spojrzał na mnie błagalnie. - Dobrze, bierzemy je.
Chłopak przywarł swoimi ustami do moich. Nie rozumiałam, dlaczego to wszystko sprawiało mu tak ogromną radość. Ale jeśli on był szczęśliwy, to ja również.

*

- Jak to kupiliście mieszkanie? - wykrzyknęła rodzicielka Zayna. Moja, jak zwykle siedziała w ciszy. Ona zawsze taka była. Cierpliwie znosiła wszystko to, co robię. Wiedziała, że jestem dorosła i w końcu przyjdzie czas na to, bym zajęła się własnym życiem. 
- Daj im spokój, Trish. To dobre dla ich związku. - wymamrotała moja matka, przeglądając katalog z ubraniami, które były uszyte przez ich firmę.
- Jak ja mam im odpuścić? Zayn, o czym ty myślisz? Soleil dopiero wróciła. Skąd wiesz, że będzie tak samo, jak wcześniej? Wydałeś pieprzony milion na waszą zachciankę.
- To ja chciałem to mieszkanie, Soleil twierdziła, że jest za drogie. Ona jest jedyną osobą, którą mogę kochać, mamo. Musisz to w końcu zrozumieć. My jesteśmy nierozłączni. - mruknął brunet i cmoknął czubek mojej głowy.
- Chociaż ona racjonalnie myśli w tym związku. Zastanów się jeszcze nad tym.
- Nie będę się nad niczym zastanawiał. Soleil to kobieta mojego życia i będę robił, jak chcę.
- Skończ, Trish. - fuknęła moja matka, za co podziękowałam jej wzrokiem. - Dziś wieczorem jest bal na cześć naszej firmy. Macie się stawić, oboje.
- Będziemy. - odpowiedzieliśmy zgodnie, po czym wesoło się zaśmialiśmy. Oznajmiłam Zaynowi, że wracam do domu, aby się przygotować, a on skinął głową. Miał się w tym czasie spakować, abyśmy tę noc mogli spędzić już w naszym nowym domu. To będzie niesamowite doświadczenie. Postanowiłam, że ubiorę na siebie dziś czerwoną suknię, która idealnie przylegała do mojego ciała, a w połowie łydek, zaczynała się delikatnie rozkloszowywać. Zrobiłam sobie loki, a następnie pomalowałam od nowa. Umyłam zęby i byłam gotowa. Już wcześniej spakowałam walizki. Teraz musiałam dorzucić kilka rzeczy, których wcześniej nie zdążyłam umieścić w torbie.
- Wyglądasz perfekcyjnie, jak zawsze zresztą. - przywitał mnie mój mężczyzna i mocno mnie pocałował. Zassałam delikatnie jego język, a on zamruczał. - Nie rób tak, bo nie zdążymy na bal, a tę noc spędzimy tu, a nie w naszym wspólnym łóżku.
- Kocham cię, Zayn. - szepnęłam i ucałowałam czubek jego nosa. 
- Ja ciebie też kocham, maleńka. - bardzo mi tego brakowało.

*

- Miło mi cię widzieć, Soleil. Wyrosłaś na piękną kobietę. - usłyszałam z ust przyjaciela mojej matki. Schlebiało mi to, ale i tak miałam ochotę przewrócić oczyma. Uśmiechnęłam się w podzięce i mocniej ścisnęłam dłoń Malika. - Kim jest ten młody mężczyzna?
- To mój chłopak, Zayn Malik. Zayn, to jest Edward Price. - przedstawiłam ich sobie. Z racji tego, że zaczęli rozmowę o ostatnim meczu, zostawiłam ich i podążyłam do baru. Poprosiłam o lampkę wina. To była zbyt elegancka impreza, abym zadowalała się drinkami.
- Cześć, Leil. - rzucił chłopak, który kiedyś się przyjaźnił z Zaynem. Pamiętałam go, bo Malik wiele mi o tym opowiadał. Westchnęłam cicho i z gracją upiłam łyk wina. 
- O ile dobrze pamiętam, nie znamy się. Jesteś wrogo nastawiony do Zayna, więc do mnie też.
- Do ciebie nic nie mam. Swoją drogą, zajebiście wyglądasz w tej sukience.
- Czego ty chcesz? - warknęłam, mocno odstawiając kieliszek na bar. Uniosłam sukienkę i planowałam opuścić to miejsce, ale Patrick mocno ścisnął mój nadgarstek. - Puść mnie.
GDZIE JEST ZAYN? 
- Chcę ciebie. I ciebie dostanę. - chłopak pociągnął mnie za sobą. Nie chciałam krzyczeć, nie zamierzałam robić wstydu. To byłoby chore. Czy nikt nie widział, że potrzebuję pomocy? Patrick wepchnął mnie do jednej z kabin toaletowych i rozdarł moją sukienkę. Łzy cisnęły mi się do oczu, wrzeszczałam. Nikt nie przyszedł. Materiał moich majtek również nie na długo był bezpieczny. Wszedł we mnie. Jednym, gwałtownym ruchem. Płakałam. Krzyczałam. Błagałam o jakąkolwiek pomoc.
- Soleil? Skarbie, gdzie jesteś? - słyszałam, jak zagląda do każdej z kabin. Pociągnął za drzwi tej, w której byłam z Patrickiem, ale one były zamknięte. Patrick nie przestawał. Pieprzył mnie mocno. Mój płacz zamienił się w cichy skowyt. - Ja pierdole.
To był ostatnie słowa, jakie usłyszałam. Przed oczami miałam ciemność. Zsunęłam się na kafelki i mocno uderzyłam głową o podłogę.

/Z perspektywy Zayna/

To był istny koszmar. Moją dziewczynę zabrała karetka. Druga przyjechała po zmasakrowanego Patricka. Myślałem, że zabiję tego skurwiela. Jak mógł zrobić coś takiego? So na to nie zasłużyła. Wiedział, że to mój najsłabszy punkt, dlatego postanowił w niego uderzyć. Wiedziałem też, że przysłał go Jeremy. Ten sukinsyn nigdy nie odpuszcza. Gdybym wiedział, że on tu jest, nigdzie nie puściłbym jej samej. Mama Soleil płakała, a moja żegnała gości. Chciała pocieszyć swoją przyjaciółkę, ale cóż. Wsiadłem do samochodu, który przyprowadził kamerdyner i ruszyłem do szpitala. Stanąłem przy recepcji, chciałem uzyskać jakieś informacje. Głupia pielęgniarka tylko wpatrywała się we mnie, jak w obrazek.
- Halo, pytałem o coś. Przed chwilą przywieziono tu moją dziewczynę, Soleil Kellan. Gdzie ona jest?
- Prze-przepraszam. Jest na drugim piętrze, w sali 101. Musi pan z-zaczekać w poczek-kalni... - nie dałem jej skończyć. Nie będę czekał w jakiejś cholernej poczekalni. Musiałem wiedzieć, co z nią.

***
To się porobiło. 10 KOMENTARZY - KOLEJNY ROZDZIAŁ.

czwartek, 10 lipca 2014

II. Rozdział osiemnasty.

Wróciłam do Londynu jakiś miesiąc później. Rok szkolny niedawno się zaczął, a ja i tak miałam już nadto opuszczone. Moja mama bardzo się ucieszyła, gdy mnie zobaczyła. Jedyne, czego bałam się w tej chwili, to spotkanie z Zaynem. Nie miałam żadnych wiadomości o nim. Trish chciała być fair wobec jego i mnie. Więc nie mówiła mu nic o mnie, a także mnie nic o nim. Trochę byłam zawiedziona. Alf wspominała coś o tym, że spotyka się z niejaką Stellą, która dołączyła do naszej szkoły. Nie byłam zła. Sama wybrałam taką drogę, to ja go zostawiłam, więc miał prawo, aby ułożyć sobie życie na nowo. Wróciłam do swojego naturalnego koloru włosów. Weszłam do pokoju, w którym wszystko było poustawiane tak, jak wtedy, gdy byłam tu ostatni raz. Wzięłam długi prysznic, w swojej ukochanej wannie, po czym założyłam na siebie białą bluzkę, która odkrywała mój brzuch, a także czarne, materiałowe spodenki z wyższym stanem. Upięłam włosy w kucyk, a po chwili zrobiłam sobie lekki makijaż. Dziś był czwartek, więc powinnam zgłosić się już do szkoły po nowy plan i kod do szafki. Nie cierpię takich rzeczy. Przed wyjściem ubrałam białe trampki i cieniutką kurtkę.
- Tak się cieszę, że cię widzę. - zawołała radośnie Alfie, mocno mnie przytulając. Uwielbiałam tą dziewczynę za wszystko i za nic. Odwzajemniłam uścisk, chowając twarz w jej ramionach. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie poznał. Jednak to było idiotyczne, ponieważ i tak zaraz będę musiała wrócić do szkoły. Dodatkowo, jestem nadal w klasie z Zaynem. Cholera. - Ukryj się bardziej, Zayn idzie.
Zdrętwiałam. On tu jest, a ja nie mogę nawet na niego zerknąć? To koszmarne. Serce mocno mi się zacisnęło. Oddychałam nadzwyczaj cicho, do czasu, gdy moja przyjaciółka powiedziała, że już po wszystkim. Uniosłam głowę nad jej ramię i wtedy go ujrzałam. Odwrócił głowę i wpatrywał się we mnie. Czym prędzej odwróciłam się i zaczęłam uciekać. Dziewczyna, która towarzyszyła Zaynowi, patrzyła na niego ze zdziwieniem. Ale nie zawracałam sobie tym głowy. Musiałam wrócić, jak najszybciej do domu.
- Soleil, stój. - usłyszałam potężny, męski głos, niedaleko siebie. Mimo to, nadal przebierałam nogami tak szybko i zwinnie, jak tylko dawałam radę. Dobrze, że ubrałam dziś trampki. Ledwo przekroczyłam próg szkoły, byłam już w powietrzu. Zaklęłam pod nosem i spojrzałam w dół. Malik przyciskał mnie mocno do swojego ciała i uśmiechał się łobuzersko. Tak bardzo go kocham. - Wróciłaś.
Pokiwałam tylko głową, bo na nic innego nie miałam siły. On nadal był idealny. Linię jego szczęki pokrywały drobne włoski. Kochałam tę wersję Zayna.
- Zayni, kto to jest? - spytała dziewczyna, która pojawiła się obok nas. - Puść ją i chodźmy, kochanie.
- Spierdalaj, Stell. - fuknął i ostrożnie posadził mnie na ławce przy schodach. Zawsze był taki kochany tylko dla mnie. Do mnie miał największy szacunek. Nieśmiało wsunęłam swoje dłonie w jego. Mężczyzna niespodziewanie się pochylił i mocno wpił w moje usta. Jęknęłam z wrażenia. Miałam ochotę się uśmiechać i już nigdy nie przestawać. On jedyny mógł mi dawać radość w życiu. Nikt inny nigdy go nie zastąpi. - Kocham cię, So.
- Ja ciebie też kocham, skarbie. - szepnęłam, opierając czoło o jego czoło.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej. - wymruczał, jeszcze raz muskając moje usta. Uśmiechnęłam się przepraszająco i objęłam jego szyję. Zayn klęknął, położył głowę na moim ramieniu i cicho załkał. - To był koszmar. Życie bez ciebie, jest niczym.
- Tak bardzo cię przepraszam. To była najgorsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Już nigdy nie odejdę.
- Nie puszczę cię. Jeremy jest w więzieniu, Emily wróciła do ojca. Nikt nie wie, gdzie jest Victoria i Claire. Podobno wyjechały.
- Nawet, gdy wrócą, to nie ucieknę. Bardzo się wtedy bałam, Zayn. Nie o siebie, a o ciebie. Oni chcieli cię skrzywdzić.
- So, przestań. To ja powinienem lepiej o ciebie dbać i zapewnić ci wszystko, co najlepsze. Muszę wracać teraz na lekcje, bo mam poprawę. Ale przyjdę po ciebie wieczorem i wyjaśnimy to, co trzeba, okej?
Pokiwałam głową i pożegnałam się z Zaynem. Okej, muszę wyglądać dla niego, jak najlepiej. Szybko wróciłam do domu i wyprostowałam włosy. W garderobie wybrałam granatowe, materiałowe spodnie, które sięgały mi przed kostki, a do tego jasny, luźny t-shirt. Wyglądałam całkiem przyzwoicie. Ogarnęłam swoją sypialnię. Była już 15. Malik mógł pojawić się w każdej chwili. Kiedy usłyszałam nawoływania mamy z dołu, wiedziałam, że moja miłość już tu jest.

*

- Kocham twoje oczy, wiesz? - spytał mulat, przyciskając mnie do swojego ciała. Opuszkami palców gładził moje odkryte ramiona. Uśmiechnęłam się i ucałowałam jego wargi. Leżeliśmy już tak od kilku dobrych godzin i po prostu cieszyliśmy się sobą. To było wspaniałe. Był znów tak blisko. - Soleil, zamieszkajmy razem.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, unosząc się lekko na łokciach.
- Skąd ten nagły pomysł?
- Kocham cię. Jesteśmy dorośli, możemy zacząć się usamodzielniać. To dobrze na nas wpłynie.
- Nie wiem, czy spodoba się to naszym rodzicielkom.
- Mają świetne relacje. Mogłyby sprzedać jeden z domów i zamieszkać razem. - zaproponował, opiekuńczo całując mnie w czoło.
- Właściwie, nie mam nic przeciwko. Może poszukajmy czegoś, hm?
Brunet wstał z łóżka i zgarnął mojego laptopa z biurka. Mama kupiła go jakiś czas temu, a ja nie miałam czasu nawet do niego zajrzeć.
- To musi być jakaś bezpieczna okolica, musimy mieć blisko do szkoły i do znajomych, penthouse musi być zadbany. - zaczął wymieniać Malik, a ja wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem. Nie zwracałam nawet uwagi na to, jak szybko przerzuca strony. - Spójrz, ten jest idealny.
- Żartujesz? Mamy włożyć tyle kasy w mieszkanie, z którego będziemy korzystać do końca szkoły.
- Nie, aniele. Będziemy tu mieszkać o wiele dłużej.
- Idziesz na studia do Nowego Jorku. Co będę robiła sama w 9 pomieszczeniach? - spytałam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Przecież nie będę ciągle siedział tam. Będę do ciebie przyjeżdżał. W każdy weekend. Nie wyobrażam sobie innego wyjścia. A poza tym, może gdzieś blisko też jest uczelnia powiązana z koszykówką.
- Zayn, nie możesz rezygnować ze swoich marzeń dla mnie. Ja będę się spełniać, realizować, a ty będziesz robił coś, na co nie masz tak naprawdę ochoty. Nie zgadzam się na to.
- Cicho, So. Jutro możemy jechać obejrzeć to mieszkanie.
Chcę, by był szczęśliwy, więc jestem zdolna zgodzić się na wszystko. Muszę wynagrodzić Zaynowi jakoś moją nieobecność, a wiem, że to dobra opcja.

***
Przepraszam, że tak krótko, ale chciałam coś koniecznie dodać. Jak widzicie, wracam do tego opowiadania. Komentujcie. Chciałabym wiedzieć, ile czytelników zostało. Jak mijają wam wakacje?

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział siedemnasty - koniec części pierwszej.

Po wyjściu Zayna, zostałam sama z Maxem. To znaczy, on siedział w salonie i zawzięcie oglądał kreskówki. A ja leżałam w łóżku. Malik obiecał, że nie zajmie mu to dużo czasu i wróci do mnie, jak najszybciej się da. Wydaje mi się, że Max jest strasznie nieodpowiedzialny. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk telefonu. Byłam wręcz pewna, że to Zayn, albo Alf.
- Słucham? - rzuciłam, skubiąc brzeg kołdry.
- Tu Jeremy. Z racji tego, że twój chłopak jest na zebraniu, ty jesteś w niebezpieczeństwie. Oboje jesteście. Jeśli chcesz go chronić, lepiej sama pojaw się w moim sklepie. Inaczej będzie źle z Zaynem - i nagle połączenie się urwało. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wyskoczyłam z łóżka, jak oparzona. Ubrałam na siebie szare dresy, ciepłą bluzę, a na stopy wsunęłam białe air maxy. Do szmacianego plecaka wrzuciłam leki, pieniądze i telefon. Broń, którą znalazłam w pokoju mamy, wsunęłam za gumkę dresów. Wychodząc z domu, najciszej, jak tylko potrafiłam, zabrałam kluczyki od auta i kurtkę. Drogę do sklepu Jeremy'ego pokonałam w ekspresowym tempie. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie widział i Max jeszcze nie zdążył się domyślić, że zniknęłam. Chociaż on bardzo wolno kojarzy fakty. Więc mam jakiś czas dla siebie.
- No proszę. Taka posłuszna - Jeremy przejechał kciukiem po moich wargach, a ja odruchowo się wzdrygnęłam - Taka piękna.
- Zrób to, co zamierzasz i miejmy to z głowy.
- Vic zabierz swoją przyjaciółeczkę w miejsce, w które ci wcześniej wskazałem. Przy okazji przeszukaj jej plecak. Możesz wziąć do pomocy Emily. Claire niech zostanie ze mną. Przyda się do omotania Malika - Jeremy wyrzucał z siebie polecenia, jedno za drugim, a dziewczyny je wypełniały. Victoria najpierw wyrzuciła wszystko z mojego plecaka, pieniądze i telefon oddała Claire. Całe szczęście, że nie zamierzała przeszukiwać mi kieszeni i tak dalej. Samochodem pędziłyśmy trasą A1 w stronę Edgware. Tak przynajmniej mi się wydawało. Nie miałam pojęcia, co może być ciekawego akurat w tym miejscu.
- To tylko pół godziny, mała - warknęła  w moją stronę blondynka - Zayn umrze ze strachu. Cieszy mnie to.
- Malik znajdzie mnie szybciej, niż ci się wydaje.
- Nie, jeśli po drodze rozpierdolę ci łeb. Więc lepiej ucisz tą swoją jadaczkę. Nie chcę cię słyszeć - do końca trasy postanowiłam się nie odzywać. Jak już będziemy w normalnym miejscu i Jeremy razem z Claire nie zdążą tu dotrzeć, to ja jej strzelę w łeb. A potem ucieknę. Nie mam pojęcia dokąd. Nie wiem, gdzie jest najbliższe lotnisko. Kartę kredytową trzymam w staniku i szczerze mówiąc, boję się, że ją przypadkiem złamię. Dlatego muszę być ostrożna. Gdy znalazłyśmy się w Edgware, Vic wyciągnęła mnie za włosy z samochodu. To bolało, okropnie. Ale byłam świadoma tego, że będzie bolało jeszcze bardziej. Kiedy blondynka skończyła rozmawiać z Jeremym, zdecydowałam się, że ją zastrzelę.
- No, przez najbliższą godzinę ja się tobą zajmuję. Zapierdolę cię za to, że odebrałaś mi Zayna - i gdy ona zaczęła szukać czegoś w torbie, wyciągnęłam szybko pistolet i strzeliłam jej w kolano. Dziewczyna upadła, drąc się na całe gardło. Wskoczyłam z powrotem do auta. Kluczyki były w stacyjce. Nie wiem, jak ona może być tak głupia. Ruszyłam z piskiem opon, chcąc móc uciec, jak najdalej. Dopiero teraz dotarło do mnie, że się boję, że nie wiem, co mam robić. Do Londynu wrócić nie mogę. Zjechałam na trasę A5. Byłam w drodze do Kingston upon Thames. Było tam jakieś lotnisko. Poza tym, miałam przewagę czasową. Jeremy pomyślał o tym, aby napełnić bak. Za jakieś 51 minut maksymalnie powinnam być na miejscu. Martwiłam się o Zayna. O to, co teraz musi przeżywać. Nie chciałam, żeby się przejmował. Poza tym, złamałam obietnicę. Jednak chciałam tylko jego dobra, chciałam, żeby był bezpieczny. Westchnęłam cicho, włączając radio. Może w ten sposób uda mi się zagłuszyć myśli. Do Kingston dotarłam w 45 minut. Więc kolejne 6 minut dla mnie. Kupiłam bilet do Włoch. Tam była Sienna. Nikt się nie domyśli, że mogę być u niej. Mogą szukać w Ameryce, ale na pewno nie tam. Siedząc w samolocie, odetchnęłam z ulgą. Dziwnie łatwo poszło mi to wszystko. Nigdy nie strzelałam z pistoletu, a trafiłam Victorię za pierwszym razem. Skulona siedziałam na fotelu, blisko okna. Moje myśli ciągle uciekały do Zayna. Och, mój biedny Malik. Gdybym tylko mogła, od razu zadzwoniłabym do niego. Nie wiem, jak trafię do Sienny. Wiem tylko, że mieszka teraz w San Marino. Zadzwonię do niej jakoś, gdy już dotrę.

- Oczami Zayna.
Od chwili, gdy Max zadzwonił, aby oznajmić, że Soleil zniknęła, umarłem tysiąc razy. Nie mogło być tu Jeremy'ego. Po prostu poszła do niego. Nie zastanawiając się nad wszystkim, razem z Jacobem, ruszyłem swoim samochodem do tego pieprzonego sklepu na końcu miasta.
- Twoja pierdolona dziwka zepsuła mi plany - ryknął na samym początku Jeremy. Claire siedziała skąpo ubrana na ladzie. To już na mnie nie działa.
- Uważaj, co mówisz, bo mogę znowu obić ci ryj. Gdzie jest Soleil? - spytałem, chwytając go za szyję. Chwilę później pojawiła się reszta chłopaków.
- Nie wiem, kurwa. Pojechała z Victorią do Edgware, ale postrzeliła ją i zniknęła.
Nie myślałem, że So będzie na tyle opanowana, aby ich wykiwać. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Jednak to nie zmieniało sytuacji. Nikt nie wiedział, gdzie jest moja dziewczyna i co się z nią dzieje. Poza tym, była chora i nawet nie wiem, czy zabrała ze sobą lekarstwa. Jacob wręczył mi telefon Soleil, który wsunąłem sobie do tylnej kieszeni spodni. Claire zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Jeremy dostał kilka razy w mordę. Później wszystko zgłosiliśmy policji. Nie miałem pojęcia, co mogę zrobić. Soleil to dorosła i mądra kobieta, owszem. Wróciłem do domu, w którym czekała na mnie mama So i moja. Emily siedziała ze zwieszoną głową.
- Jesteś popierdolona - burknąłem w jej kierunku. Mama Soleil piła powoli herbatę - Przepraszam, że jej nie dopilnowałem, proszę pani.
- Soleil umie o siebie zadbać. Odezwie się. Musimy tylko poczekać - byłem zdumiony tym, jak potrafi być opanowana. Jej córka jest... nikt nie wie gdzie, a ona mnie pociesza. Powinno być na odwrót. Poszedłem do swojego pokoju. Zdjąłem koszulkę i spodnie, a następnie wziąłem prysznic. W pokoju naciągnąłem na siebie czyste bokserki i spodnie od dresu. Nie zamierzałem spać. W każdej chwili, Soleil mogła się odezwać. Tępo wgapiałem się w ścianę.

Tak minął mi tydzień. Zero wiadomości od Soleil. Nic.
- Zayn - usłyszałem głos mamy po drugiej stronie drzwi. 
- Możesz wejść - wymamrotałem cicho. Kobieta szybko pojawiła się szybko w pomieszczeniu. Na tacy miała jedzenie. Usiadła na brzegu łózka i ujęła moją dłoń.
- Musisz coś zjeść. Od kilku dni nic nie miałeś w ustach.
- Nie jestem głodny - powiedziałem, ciągle patrząc się w jeden punkt.
- Leil na pewno niedługo się odezwie. Może chce odpocząć.
- Powtarzasz to od tygodnia. Ona ode mnie odeszła - szepnąłem. Zaczęła się już szkoła, ale było mi wszystko jedno. W ostatnich dniach nawet płakałem. Szczególnie w nocy. Coraz bardziej docierała do mnie rzeczywistość. Alf i Sky również się martwiły. Thomas, co było dziwne, też się przejmował. Dużo ludzi mnie wspierało. A ja chciałem tylko Soleil. Chciałem wiedzieć, co się dzieje i gdzie jest.
- Nie odeszła. Uciekła przed tym chłopakiem. Przechodzi to tak samo, jak ty.

- Oczami Soleil.
Siennę znalazłam dopiero po dwóch dniach. Dziewczyna była zdumiona tym, że jestem u niej. Chociaż wspominała coś na ten temat, że Malik do niej dzwonił. Chciałam do niego zadzwonić. Naprawdę chciałam. Ale każdy dzień coraz bardziej utwierdzał mnie w tym, że ja i Zayn pochodzimy z dwóch różnych światów. Bardzo go kocham i zależy mi na nim, ale jego przeszłość nigdy nie da nam spokoju. Jeremy prędzej, czy później znowu się odezwie. Po rozmowie ze Sienną, postanowiłam zadzwonić do Zayna i powiedzieć mu o tym, co postanowiłam.
- Słucham? - słysząc jego zmęczony głos, coś pękło we mnie na kilkanaście kawałeczków. W gardle miałam wielką gulę.
- Zayn - zdołałam jedynie tyle powiedzieć. Łzy cisnęły mi się do oczu.
- Soleil, skarbie. Co się dzieje? Dlaczego nie wracasz do Londynu? Martwiłem się.
- Przepraszam za to, że nie dawałam znaku życia. Ja... ja nie wracam, Zayn. Zostanę tu, gdzie jestem. Kocham cię, ale odchodzę. Przykro mi.
- Dlaczego? Co ja, kurwa, takiego zrobiłem? - spytał. Przymknęłam oczy, wzdychając.
- Nic, Zayn. Wiele nas różni. Jeremy i tak wróci, nie potrafię żyć pod ciągłą presję. Przepraszam - zaraz po tych słowach się rozłączyłam. Gdybym dłużej z nim rozmawiała, wróciłabym na sto procent do Londynu. Wystarczy jedno słowo i ja lecę do niego. Tak nie może być. Muszę pozwolić Zaynowi o mnie zapomnieć. Kilka sekund później, moje policzki oblały łzy.

***
Wiem, że źle kończę, ale trudno. Chciałam, jak najszybciej zamknąć ten temat. Teraz prowadzę inne opowiadanie.

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział szesnasty.

Obudziłam się około 7 rano. W zasadzie obudziły mnie dreszcze. Miałam gorączkę i ogólnie czułam się koszmarnie. Jednak nie warto wybierać się na spacery w taką pogodę. W łazience znalazłam jakieś tabletki, które kilka sekund później, zażyłam. Mamy nie było w domu, co wcale mnie nie dziwiło. Zrobiłam sobie herbatę z cytryną, po czym zadzwoniłam do znajomego lekarza, aby zamówić wizytę domową. Wyglądałam, jak siedem nieszczęść. I to dosłownie. Głowa praktycznie mi pękała. Słysząc dzwonek do drzwi, pomaszerowałam powoli w ich stronę. Niestety nie był to mój lekarz, ale Zayn. Zayn z bukietem róż. Jeśli myśli, że może ciągle mnie przekupować za ich pomocą, to jest w błędzie.
- Co jest, Soleil? - spytał, kładąc kwiaty na blacie kuchennym. Następnie usiadł na barowym krześle, blisko mojego. Chciał ująć moją dłoń, ale w porę ją cofnęłam. Nie zamierzałam mu odpowiadać. On wczoraj zlekceważył mnie. Dziś ja lekceważę jego.
- Zamierzasz mi odpowiedzieć? - kolejne pytanie. Mój wzrok spokojnie spoczywał na kubku z herbatą.
- To za wczoraj? - znowu - Thomas się rozbił i Sky mu wybaczyła.
- Ale ja nie jestem Sky - wrzasnęłam. I to był błąd. Poczułam palenie w gardle. Odchrząknęłam i wzięłam łyk wcześniej przygotowanego napoju.
- Uspokój się, proszę - szepnął - Porozmawiaj ze mną. Nie chcę cię stracić.
Teraz nie chcę cię stracić? A wczoraj to co? Jakieś dwie minuty później, znowu dało się słyszeć dzwonek do drzwi. Malik kazał mi zostać w miejscu i sam poszedł otworzyć drzwi. Uśmiechnęłam się do mężczyzny w wieku mojej matki, który właśnie przekraczał próg kuchni.
- Dzień dobry, Soleil. Jak się miewasz? - spytał, przytulając mnie na powitanie.
- Nie najlepiej - wychrypiałam. Gdy ja i doktor Cramps poszliśmy do salonu, Zayn miał przygotować lekarzowi kawę. Badanie nie trwało długo. Maksymalnie dziesięć minut. Cramps od razu stwierdził, że mam zapalenie płuc.
- Jeśli o siebie nie zadbasz w ciągu najbliższych dni, będę musiał skierować cię do szpitala - powiedział, dosyć niechętnie - To recepta.

- Proszę, to twoje lekarstwa - mruknął Zayn, stawiając na przeciwko mnie reklamówkę pełną leków.
- Dzięki - burknęłam. Wrzuciłam wszystko do szafki w kuchni i wróciłam na swoje miejsce.
- Nadal jesteś na mnie zła? - zadał mi pytanie, na które nie udzieliłam odpowiedzi - Rozumiem, że tak. Powinnaś się cieplej ubrać, a przede wszystkim, pójść do łóżka.
Mimo tego, że miał rację, to i tak nie zamierzałam mu jej przyznawać. Siedziałam na krześle, bawiąc się palcami. Mulat uniósł mnie do góry i zaniósł do mojego pokoju. Okrył moje ciało szczelnie kołdrą i położył się obok. To, jak bardzo chciałam się do niego przytulić, było wręcz nie do opisania. Tak więc, Zayn przyciągnął mnie blisko siebie, a następnie wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi. Jakieś pół godziny później, gdy wszystko wyglądało tak, jakbym zasnęła, Malik zaczął coś mówić.
- Nie chcę, abyś była na mnie zła. Czasem robię jakieś głupoty, ale to ty jesteś dla mnie najważniejsza. Nikt nie liczy się tak, jak ty. Dla ciebie jednej zrobiłbym wszystko. Dlatego nie chcę cię stracić. Wiem, że tego nie słyszysz, ale to nic. Będę się starał, żebyś przestała mnie nienawidzić. Kocham cię, całym sercem, Soleil - szepnął i na koniec ucałował mój policzek. Przekręciłam się tak, by być przodem do niego.
- I co ja mam z tobą zrobić, Zayn? - powiedziałam ochrypłym głosem. Chłopak odgarnął mi włosy z twarzy.
- Możesz mnie kochać, jeśli chcesz - odparł. Wtuliłam się mocno w jego ciało - Jak się czujesz?
- Nijak, ale to nie ma znaczenia.
- Za chwilę musisz wziąć leki, ale byłoby dobrze, gdybyś coś wcześniej zjadła.
- Nie chcę jeść - zaprzeczyłam szybko - Nie jestem głodna.
- Na co masz ochotę? - spytał grzecznie Zayn. Przewróciłam oczyma.
- Nie wiem. Może zjadłabym rybę - wymamrotałam beztrosko. Malik kiwnął głową i tyle go widziałam. Podczas jego nieobecności, zadzwoniłam do mamy, napisałam smsa do Alf, a później poprzeglądałam jakieś magazyny. Niedługo potem, przyszedł Zayn.
- Gdzie jest twój samochód, Soleil?
- O, cholera.
- Uważaj na język - postawił przede mną talerz z rybą i frytkami - Więc?
- Nie zjem tego sama, musisz mi pomóc. Zostawiłam go na tym odludziu - burknęłam. Malik usiadł obok mnie. Chyba troszkę mnie nie zrozumiał. Miał zjeść ze mną ten obiad, a nie mnie karmić.
- Wracałaś w ten deszcz do domu? - kiwnęłam głową. Zayn nerwowo potarł swoje skronie. Widziałam, jak zmaga się z tym, aby nie krzyknąć - Tak niewolno. Musisz dbać o swoje zdrowie.
- Wiem, ale to nie moja wina, że tam było tak dużo ludzi. Nie chciałam ich pozabijać - oznajmiłam, na co Malik się zaśmiał.
- Pójdę później po niego - powiedział, wpychając mi do ust frytki, a zaraz potem rybę.
- Co z Thomasem? - zapytałam.
- Byłem wczoraj u niego w szpitalu i nie wyglądał najgorzej. Ma coś tam zbite i złamaną nogę. Ale lekarze zostawili go na obserwację. Podejrzewają wstrząśnienie mózgu. Odwiedzę go wieczorem.
- Mogę iść z tobą - wtrąciłam.
- O nie, nie ma mowy. Ty nie wychodzisz z łóżka. Pamiętaj, co powiedział lekarz. Masz o siebie dbać.

Gdy Zayn poszedł po mój samochód, zadzwoniłam do Alfie. Dziewczyna powiedziała mi, że nic nie robi, więc może wpaść. Była u mnie, jakieś piętnaście minut, po skończonej rozmowie.
- Nie wiedziałam, że jesteś chora - mruknęła, rzucając się na łóżko, tuż obok mnie.
- W zasadzie, to ja też nie wiedziałam - wzruszyłam beztrosko ramionami. Alf była moją najlepszą przyjaciółką w Londynie. Odkąd wróciłam z Ameryki, kontakt ze Sienną trochę się urwał, jednak to nie oznaczało tego, że ktoś zastąpi jej miejsce. Ufałam bezgranicznie obu dziewczynom.
- Rozmawiałaś z Zaynem o wczoraj? - spytała cicho, jednocześnie uśmiechając się do mnie.
- Tak. Ale nie było mi dane długo się na niego gniewać - odwzajemniłam uśmiech.
- Jak już sobie stamtąd poszłaś, to on cię szukał. Nie interesowało go nawet to, że Thomas miał wypadek. Dopiero potem ja i Sky kazałyśmy mu odpuścić i dać ci spokój - blondynka westchnęła cicho.
- Ważne, że już jest dobrze. Poznałaś kogoś w Norwegii? - poruszałam znacząco brwiami i szturchnęłam ją w bok. Alf się zarumieniła. Moja przyjaciółka się rumieni!
- Tak, niestety.
- Dlaczego niestety? - zadałam jej kolejne pytanie.
- Bo mamy daleko do siebie, ale on jest taki idealny. Ma na imię Liam. Codziennie do mnie pisze. Ogólnie dużo rozmawiamy. Zaprosiłam go do siebie, gdy będzie miał więcej wolnego - oznajmiła wesoło dziewczyna.
- To wspaniale. Mam nadzieję, że mi go przedstawisz - dodałam, wychodząc z łóżka. Nadal rozmawiając, plecami kierowałam się w stronę łazienki. Nie wiedziałam, że ktokolwiek wszedł do pokoju, dlatego, gdy poczułam, jak ktoś unosi mnie do góry, wrzasnęłam na całe gardło.
- Uspokój się. To tylko ja - wymamrotał Zayn - O ile dobrze pamiętam, twoje miejsce jest w łóżku.
- Idę do łazienki - odparłam szybko. Malik postawił mnie na nogach, a później zabrał dłonie z moich bioder.

Następny dzień upłynął w zasadzie tak samo, jak poprzednie. Tyle tylko, że nie mogłam wychodzić z domu. I ogólnie z łóżka. Zayn spędzał ze mną praktycznie każdą wolną chwilę. Nie miałam nawet sekundy dla siebie. Cóż, to w końcu Malik. Kiedy ja przeglądałam twittera, do mulata ktoś zadzwonił.
- Co, kurwa? - warknął. Zerknęłam na niego spod długich rzęs - Jak to możliwe? Nie, nie, na pewno nie... Tak, So jest ze mną... Ja pierdole, to zróbcie coś z tym... Dobra, spotkamy się o 16 u mnie... Przyślij Maxa, żeby został z Soleil.
- Coś się stało? - spytałam, gdy brunet skończył rozmawiać.
- Nic ważnego. Prześpij się - chłopak ucałował moje czoło i uśmiechnął się nerwowo.
- Powiedz mi - mruknęłam.
- Jeremy planuje porwanie. Chce mi cię odebrać - wyszeptał, oplatając mnie ramionami. Chwilę później wciągnął mnie na swoje kolana.
- Jestem już dużą dziewczynką. Nic mi nie zrobi - odparłam, obejmując jego szyję.
- Och, Soleil. Nie masz pojęcia, do czego on jest zdolny. Gdy przyjdzie Max, będę musiał na chwilę wyjść. Przez cały czas masz być w łóżku, zrozumiałaś? Nigdzie się nie oddalaj. Chociaż ten jeden raz się mnie posłuchaj.
- Postaram się - wymamrotałam.
- Nie postarasz się. Musisz mi to obiecać. Muszę mieć pewność, że jesteś bezpieczna.
- Obiecuję, Zayn.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział piętnasty.

- Wychodzę do pracy, Zayn. Wrócę bardzo późno. Jeśli Emily nie wróci w rozsądnych godzinach, zadzwoń do mnie - rzuciła przed wyjściem Trish - Aha, ale mają być to normalne godziny dla mnie, nie dla ciebie.
- Tak jest, mamo - odparł z rozbawieniem brunet. Kiedy na twarzy kobiety zaczęło malować się zdenerwowanie, Malik nachylił się, cmoknął jej policzek i wypchnął za drzwi. Nim zdążyłam się obejrzeć, był przy mnie. To znaczy, trzymał mnie na rękach i maszerował w stronę kuchni.
- Zayn, postaw mnie na nogach - mruknęłam. Jego usta w ekspresowym tempie znalazły się na moich ustach.
- Już siedzisz - zaśmiał się wesoło. Faktycznie, siedziałam na kuchennym blacie. Przewróciłam teatralnie oczyma. Owinęłam ręce wokół jego szyi, tym samym przyciągając go do siebie.
- Kocham cię, Soleil - szepnął do mojego ucha i mocno przytulił do siebie. W moim brzuchu znowu pojawiło się stado motyli. Och, Malik, jak ty na mnie działasz.
- Ja też cię kocham - odpowiedziałam. Gdy do domu wróciła siostra Zayna, on zabrał mnie do swojego pokoju. Delikatnie ułożył moje ciało na granatowej, satynowej pościeli i zawisł nade mną. Pieścił swoimi wargami dolną linię mojej szczęki, brodę oraz szyję. Opuszkami palców przeczesałam jego włosy. Z moich ust, co jakiś czas wydobywał się cichy jęk. Zayn był w tym dobry. Był najlepszy. Nawet, gdy nie miałam ochoty na nic erotycznego, on zawsze potrafił rozbudzić to coś we mnie. Dosyć szybko pozbył się mojego t-shirtu. Obsypywał pocałunkami moje piersi oraz ramiona. Byłam w siódmym niebie, dosłownie. Gdy Malik praktycznie skończył zdejmować mój stanik, do pokoju wparowała Emily.
- Ups - burknęła, wyraźnie rozczarowana tym, że ja jestem z Zaynem. Nie zawstydziła się, ani nic. Po prostu przeszkadzała jej moja obecność.
- Nie umiesz pukać? - ryknął w jej stronę, wściekły Zayn.
- Jak zamierzałeś ją przelecieć, trzeba było zamknąć drzwi - oznajmiła, opierając się o framugę drzwi. Wcale nie leżałam teraz pół naga, ani troszkę.
- Wypierdalaj stąd - warknął, wstając z łóżka. Zamknął drzwi na klucz, a później zasłonił okna. W pomieszczeniu nagle zapanowała ciemność. Właściwie to i dobrze. Nadal odrobinę krępuje mnie wzrok Zayna. W momencie, w którym jego język tańczył na moim sutku, poczułam, jak moja kobiecość, upomina się o dotyk. Dziś Malik był wyjątkowo delikatny i przeciągał wszystko najbardziej, jak tylko mógł. Denerwowało mnie to trochę. Ostrożnie popchnęłam go do tyłu, a następnie opuściłam się na jego biodra. Odrywając swoje usta od jego ust na kilka sekund, pozbyłam się jego koszulki. Czubkiem języka przejechałam po jego szyi, a później po obojczyku. Z każdą chwilą byłam coraz niżej i niżej.

Rano obudziłam się, owinięta silnym ramieniem Zayna. Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale albo bardzo wczesna, albo późna i Malik po prostu zaspał na te swoje ćwiczenia. Westchnęłam cicho, wyplątując się z jego objęć. Wsunęłam na siebie sportowe majtki i t-shirt bruneta, który sięgał mi trochę przed kolano. W kuchni zastałam Trishę z moją matką.
- Dzień dobry - mruknęłam wesoło, ściskając obie kobiety. Odpowiedziały mi tym samym.
- Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna? - spytała mama Zayna.
- Właściwie to nie jestem głodna, ale mam ochotę na herbatę - odparłam.
- Jesteś głodna, Soleil - dopiero teraz spostrzegłam, że Zayn przyszedł za mną.Wydęłam dolną wargę w przód i spojrzałam na chłopaka, który zbliżał się do mnie. Ucałował moje wargi, podniósł moje ciało do góry, zajął miejsce, na którym wcześniej siedziałam i posadził mnie na swoich kolanach. Wkrótce przymaszerowała Emily. Nasze matki żwawo dyskutowały o jakimś nowym projekcie.
- Jak tam wczorajsze pukanie? - rzuciła beztrosko Em. Czułam, jak na moich policzkach pojawiają się dwa, palące rumieńce.
- Masz jakiś problem? - wyrzucił z siebie Zayn. Ujęłam jego dłonie, chcąc go odrobinę uspokoić. Ale furia zaczynała dopiero rosnąć.
- Co się stało, Emily? - zapytała Trish.
- To wy nie wiecie, że wasze dzieci pieprzą się na prawo i lewo? Albo, że Zayn uderzył Soleil?
- Co? To nieprawda - zaprzeczyła wyraźnie poirytowana Trish.
- Zrobiłem to niechcący - przyznał cicho Zayn.
- Eagl mnie obrażał i Zayn chciał stanąć w mojej obronie. Po prostu zamierzał go uderzyć. Nie chciałam, aby Zayn narobił sobie kłopotów i w momencie, gdy on wymierzał cios, podeszłam mu pod rękę, to tyle - wyjaśniłam pokrótce.
- Widzicie, miałam rację - wtrąciła radośnie Emily.
- Ja naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. Nigdy nie skrzywdziłbym Soleil - Malik owinął ręce wokół moich bioder. Jedyną spokojną i opanowaną osobą była moja mama. Posłała Zaynowi pocieszający uśmiech. Wydawało mi się, że bardzo mu ufa i wierzy we wszystko, co on powie. Może to i dobrze.
- Nie dziwię się, że twój ojciec zrezygnował z opieki nad tobą. Jeszcze dziś zadzwonię do niego i powiem mu, że wracasz. Robisz zamęt, od pierwszego dnia - krzyknęła mama Zayna. Pierwszy raz widziałam ją taką złą. Gdy całe towarzystwo się rozeszło, mój chłopak postanowił zrobić mi śniadanie. Oboje mieliśmy ochotę na jajecznicę z bekonem i sok pomarańczowy.
- Mam nadzieję, że Emily wróci do Indii. Mam jej szczerze dość - mruknął ochryple brunet. Postawił przede mną talerz z jajecznicą, szklankę soku, a na drugim talerzu ułożył kilka bułek, posmarowanych masłem.
- Robi ci na złość, jak Victoria i Claire. Jest pod ich urokiem. To raczej nic dziwnego - uśmiechnęłam się subtelnie.
- Nie chciałbym cię stracić przez ich głupotę. Jesteś dla mnie najważniejsza - po tych słowach, moje serce zaczęło bić odrobinę szybciej. Niby nic wielkiego, ale jednak. Po skończonym śniadaniu, ubrałam na siebie rzeczy, które miałam wczoraj i wróciłam do domu. Na Malika czekała siłownia i bieganie. On chyba nigdy sobie tego nie odpuści. Wykonałam wszystkie poranne czynności, a następnie pomaszerowałam do garderoby. Wsunęłam na swoje ciało biały t-shirt ze zdjęciem jakiejś kobiety, do tego szare spodnie i czarna, skórzana kurtka. Na stopy założyłam czarne buty na koturnie. Kiedy byłam gotowa, zadzwoniłam do Alf. Umówiłyśmy się na zakupy i kawę. (...)
- Przepraszam, że wczoraj tak zniknęłam - mruknęłam w stronę przyjaciółki.
- Nic się nie stało. Trochę się martwiłam, ale Thomas powiedział, że wyszłaś z Zaynem.
- Tak. Do Zayna zadzwoniła Trish i powiedziała, że ma ważną wiadomość. Okazało się, że jego siostra, Emily, będzie teraz z nimi mieszkać. Zayn nie wiedział, że ma siostrę, to tak na marginesie. Ona go podrywa.
- Przeszkadza ci to? - spytała Alfie.
- I to bardzo. Wiem, że Em to jego siostra, ale Zayn sam narzeka - westchnęłam bezgłośnie.

Z racji tego, że ostatnio mało czasu spędzałam z Alf, postanowiłyśmy, że zrobimy sobie nockę. Taką tylko dla nas. To znaczy, Alfie zaprosiła też Skylar. Ale ona była nam bliska i ufałyśmy jej. Zayn miał pobyć dziś z chłopakami, bo również zaniedbał ich relacje. Było okej, serio. Rozmawiałyśmy, jadłyśmy, obgadywałyśmy ludzi z miasta i tak dalej. Nawet tańczyłyśmy. Około godziny 22, zadzwonił do mnie Malik. Byłam tym zdziwiona, bo obiecywaliśmy sobie wolne na dziś wieczór. 
- Czy coś się stało? - zapytałam. Przygryzłam nerwowo dolną wargę.
- Chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham - wybełkotał brunet. Nie mam pojęcia, czy jest pijany, ale prawdopodobnie tak. Gdzieś w tle było słychać warkot silników.
- Gdzie jesteś?
- Na wyścigach. Thomas powiedział, że mam wziąć udział - wymamrotał.
- Nie rób nic, Zayn. Za chwilę tam będę - rozłączyłam się. Chwilę potem, moja dłoń zderzyła się z czołem. Jestem idiotką. Przecież nie zapytałam, gdzie oni są.
- Co jest, Leil? - spytała Sky.
- Gdzie Zayn i Thomas biorą udział w wyścigach? - spojrzałam na nią podejrzliwie. Sky musiała coś wiedzieć.
- Znowu biorą udział w tym gównie? Tho powiedział mi dziś, że chcą się tylko napić w swoim gronie. Zabiję go - wykrzyknęła, ciągnąc mnie za rękę. Była wściekła. O wiele bardziej, niż ja. Na szczęście mój samochód był zaparkowany przed domem Alfie. Wszystkie trzy wsiadłyśmy do niego, czym prędzej i udałyśmy się na wskazane przez Skylar miejsce. Trochę czasu zajęło mi odnalezienie Malika. W zasadzie, znalazłam go w ostatniej chwili. Nasuwał już kask na głowę. Wskoczyłam na jego motor, a on zerknął na mnie zdziwiony.
- Nie powinno cię tu być - mruknął wściekle. Wydawało mi się, że teraz jest trzeźwy. Naprawdę tego nie rozumiem.
- Ale jestem. I na pewno nie pozwolę brać ci w tym udziału - odwarknęłam.
- Przestań się tak zachowywać. Zgłosiłem się i pojadę. To nic strasznego, Soleil.
- Wróćmy do domu - powiedziałam prosząco.
- Nie ma mowy. Zejdź - jego duże dłonie teraz znajdowały się na moich biodrach.
- Jeśli pojedziesz, odejdę, Zayn - chyba odrobinę się przestraszył.
- Nie zrobisz mi tego - szepnął, podchodząc jeszcze bliżej. Podniósł mnie do góry, a chwilę później postawił na nogach - Kocham cię. Zaczekaj w domu.
Że co? Nie wierzysz, że mogę odejść? No to patrz. Odwróciłam się bardzo szybko i pognałam w stronę swojego samochodu. Sky i Alf nigdzie nie było, a samochód był otoczony grupą ludzi. Nie dam rady stąd wyjechać, więc pieprzyć to. Zaczął padać deszcz. Z każdą sekundą, padało coraz mocniej. Tak mi się wydawało. Więc gdy zdążyłam dojść do domu, byłam cholernie przemoknięta. Było mi zimno i wszystko mnie bolało. Byłam zmęczona. Po krótkim prysznicu, pognałam do swojego łóżka.

***
BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ! Piszę już 3 rozdział, bo mam pomysł. Jestem jakoś związana z tym opowiadaniem, więc trudno zostawić mi je od tak. Kocham.

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział czternasty.

Wakacje leciały mi w zastraszająco szybkim tempie. Nim zdążyłam się obejrzeć, okazało się, że nasze matki wracają do domu. Dziś byłam w klubie Zayna. Poznałam jeszcze wielu innych jego znajomych. Zabrałam ze sobą Alfie, aby nie czuć się tak nieswojo. Obie świetnie się bawiłyśmy. Malik w pewnym sensie, zostawił mnie samą sobie. Miał jakieś sprawy i siedział za biurkiem, co oczywiście mi nie przeszkadzało. Taki Zayn również mi się podobał. Obiecał, że niedługo do nas dołączy. Była tu też Skylar. Ale porzuciła Thomasa, dla mnie i Alf. Wszystkie trzy okupowałyśmy parkiet.
- Tamten chłopak - Alf dyskretnie wskazała na wysokiego blondyna stojącego koło baru - ciągle się na ciebie patrzy.
Wzruszyłam lekko ramionami, posyłając jej przy tym ciepły uśmiech. Nie interesował mnie nikt, poza moim Zaynem. Liczył się tylko on. (...) Jakiś czas później, poczułam, jak silne męskie dłonie oplatają moje biodra. Był to stęskniony Malik. Odwróciłam się do niego przodem i zarzuciłam, ledwo, ręce na jego ramiona. Szybko ucałował moje usta, pomrukując cicho.
- Nie mogłem się doczekać tego, aż znowu będziemy razem - oznajmił, bujając się w rytm piosenki. Robiłam to samo. Sky i Alf gdzieś zniknęły.
- Gdybyś powiedział, przyszłabym do ciebie - odparłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej.
- Pewnie źle by się to skończyło - mulat cmoknął czubek mojej głowy, a ja cicho zachichotałam - Dzwoniła moja matka. Powiedziała, że jest już w domu i ma dla mnie ważną wiadomość. Chcesz wrócić ze mną, czy zostać tutaj?
- Wracam z tobą - powiedziałam bez namysłu. Malik narzucił mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę, która znowu wróciła do łask, a później wyciągnął mnie z klubu. Zimne powietrze szybko uderzyło mnie w twarz. Zdecydowanie złym wyborem było ubranie krótkiej, czarnej sukienki. Otworzył przede mną drzwi od swojego sportowego auta, ujął moją dłoń, czym pomógł mi przy wsiadaniu.
- Jak myślisz, co chce od ciebie twoja mama? - spytałam, wciskając się mocniej w oparcie fotela.
- Zapnij pasy, Soleil - skarcił mnie brunet. Gdy to zrobiłam, zaczął mówić dalej - Nie wiem, ale twierdzi, że to pilne i mam pojawić się teraz. Zawsze wiedziałem, że jest dziwna.
- Skoro nalega na twój powrót do domu, to może naprawdę chce powiedzieć ci coś istotnego - uśmiechnęłam się lekko, układając dłoń na jego kolanie. Zayn odetchnął głęboko. Po około 10 minutach jazdy, byliśmy pod jego domem. Malik otworzył przede mną drzwi. Prawdziwy dżentelmen. Ucałowałem jego policzek, po czym wplotłam swoje palce w jego.
- Już jestem - krzyknął mój chłopak od progu. Przed nami stanęła Trisha z jakąś dziewczyną. Adoptowała dziecko? A może to jakaś korepetytorka dla Zayna? Albo spodobała jej się i chce, aby Zayn się z nią ożenił? Nie, to idiotyczne - Kto to jest?
- Zayn, weź Soleil i usiądźcie w salonie. Zaraz wszystko ci wyjaśnię - Malik kiwnął głową i pociągnął mnie za sobą do wskazanego przez jego mamę pomieszczenia. Kobieta westchnęła i w końcu zaczęła mówić - Musisz mnie uważnie posłuchać, synku. Emily, to twoja siostra. Byłam przelotem w Indiach. Twój ojciec ją porzucił, więc teraz musi zamieszkać z nami.
Zayn, który siedział obok mnie, chyba trochę się zdenerwował. Czułam, jak napinają się wszystkie jego mięśnie.
- Przez cały ten czas, miałaś kontakt z ojcem? - ryknął w jej stronę, podnosząc się szybko z kanapy. Trish pokiwała głową - Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?
- Przepraszam cię, Zayn. Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałam też stracić ciebie.
- Mogłaś mi po prostu powiedzieć, że mam siostrę, a mój ojciec żyje. Chociaż go nienawidzę, to chciałbym z nim pogadać - wrzasnął ponownie. Objęłam go delikatnie. Wiedziałam, że znowu mogę oberwać, ale o dziwo, Malik stał się nieco spokojniejszy. Potarł subtelnie moje ramię.
- Rozumiem - burknęła kobieta i opuściła salon.
- Mogłeś tak nie reagować. Ona chciała dobrze - rzuciłam od razu. Zayn zmarszczył czoło. Chyba był skonsternowany.
- Co z tego, że chciała dobrze? Dla kogo? Dla siebie? Nie obchodzi mnie to, Soleil. Okłamała mnie.
- Przestań. Zrobiłbyś to samo na jej miejscu. Nie chciała zostać sama. A ty jesteś dla niej ważny - wymamrotałam. Zayn wzruszył tylko ramionami. Poszłam w ślady Trish i zostawiłam Zayna i Emily samych sobie. Trishę znalazłam w kuchni - Niech się pani nie przejmuje. Zayn wcale tak nie myśli. Brakuje mu ojcowskiej ręki, to wszystko.
- Mów mi Trish, skarbie - kiwnęłam głową, uśmiechając się przyjaźnie - Na pewno masz rację. Ale Zayn to powiedział, czym sprawił mi przykrość.
- Wiem - bąknęłam, siadając na barowym krześle - Jemu zaraz przejdzie. To nowa sytuacja. Porozmawiam z nim później o tym.
- Dziękuję. Jesteś jedyną dziewczyną, którą Zayn mi przedstawił. I wydajesz się być całkiem normalna - zaśmiałam się na jej słowa. Uściskałam kobietę i wróciłam do salonu. Zayn i Emily siedzieli na kanapie. Nim zdążyłam wejść do pomieszczenia, usłyszałam.
- Jesteś taki przystojny, Zayn. Nie chcę być twoją siostrą.
Że co? Przecież to rodzeństwo.
- Ale jesteś moją siostrą. Po drugie mam dziewczynę, którą kocham, więc twoje wyznania, są nie na miejscu.
Byłam zdenerwowana i zazdrosna. Weszłam do środka, aby przerwać im tę miłą konwersację.
- Pójdę już - powiedziałam.
- Myślałem, że chcesz wrócić jeszcze do klubu. Albo zostać ze mną.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mama dopiero wróciła i jest sama z Cookie - dodałam. Zayn pocałował mnie w czoło.
- Dobrze. Odprowadzę cię do domu.
- Mieszkam po drugiej stronie ulicy. Dam sobie radę. Zostań z Emily - uśmiechnęłam się słodko, odrobinę zbyt sztucznie do dziewczyny, czego ona nawet nie odwzajemniła. Już zaczyna działać mi na nerwy. Malik jeszcze chwilę upierał się przy swoim, ale w końcu uległ. Przebiegłam szybko przez ulicę i wpadłam prosto w ramiona mojej matki.
- Wydawało mi się, że nie będzie cię dziś w domu - zaczęła mówić.
- Ale wróciliśmy wcześniej. Poza tym nie chciałam, abyś została sama - mruknęłam, jeszcze raz ściskając rodzicielkę.
- Dobrze. Jednak już jest późno. Kładź się spać. Jutro ci pokażę, co przywiozłam - blondynka puściła oczko w moją stronę - Ładny kolor włosów.
- Dziękuję, dobranoc - rzuciłam na odchodne. Zdjęłam sukienkę, ubrałam pidżamę i wskoczyłam do ciepłego łóżka, w którym już był mój pies. Nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam.

 Z Zaynem zobaczyłam się dopiero następnego wieczora. Rano biegał, później był na siłowni, spędził trochę czasu z mamą i z kolegami, no i w końcu przyszedł czas na mnie. Pierwszy raz w życiu, byłam w jego pokoju. Dziś miałam na sobie jeansowe spodenki, a do tego białą obcisłą koszulkę z różnymi napisami. Leżeliśmy w łóżku Zayna.
- Emily mnie wkurza - mruknął, gładząc przy tym moje włosy. Moja głowa leniwie spoczywała na jego klatce piersiowej.
- Dlaczego? - spytałam, przekręcając się tak, aby móc widzieć wyraz jego twarzy.
- Jest trochę napalona na mnie, a przecież to moja siostra. Widziałem ją dziś z Vic i Claire. To może się źle skończyć - powiedział.
- Ze znajomości z nimi każdy rezygnuje. Emily w końcu zobaczy, jakie one są - uśmiechnęłam się delikatnie. Malik wzruszył bezradnie ramionami. Był dziś jakiś dziwny. Nie mówił za wiele - Martwisz się czymś?
- Tak - przyznał cicho.
- O co chodzi? - zapytałam, spoglądając na niego.
- Boję się, że nie dam rady obronić cię przed Jeremym.
- Och - wyrwało mi się - nie przejmuj się. Nie pójdę tam więcej.
Myślę, że brunet nie chciał zbytnio o tym rozmawiać. Zacisnął usta w prostą linijkę, co chyba miało przypominać uśmiech.
- Chodźmy gdzieś. Za kilka dni wracamy do szkoły. Jesteś głodna?
- Trochę, a ty?
- Ja też. Możemy iść do Starbucksa - zaproponował, na co zgodziłam się bez namysłu. W korytarzu nasunęłam na stopy białe air maxy, pożegnałam się z Trish i wraz z Zaynem, opuściłam posesję. Zdecydowaliśmy się na spacer. Cały czas mocno trzymał moją dłoń, jakby bał się, że jednak Jeremy gdzieś tu się pojawi - Co będzie z nami, gdy skończymy szkołę?
Więc wcale nie chodziło o Jeremy'ego, tylko o nas. To słodkie.
- Nadal będziemy razem. Gdzie chcesz iść na studia? - spytałam, wsuwając się pod jego ramię.
- Jestem kapitanem drużyny koszykarskiej w naszej szkole. Nie grałem przez cały rok, bo mnie zawiesili, ale mój trener i tak podał mnie na uczelnię w Nowym Jorku. Nie wiem, czy mnie przyjmą. A ty?
- Grasz w kosza i nic mi nie powiedziałeś? - spojrzałam na niego. Mulat wesoło się roześmiał.
- Jakoś tak wyszło. Gdzie chcesz studiować?
- Prawdopodobnie na Oxfordzie. To daleko - westchnęłam bezgłośnie.
- Jeśli nie damy rady, zrezygnuję z koszykówki. W zasadzie nie wiem, czy chcę się z tego utrzymywać - wymamrotał. Szybko zaprzeczyłam.
- Nie. Nie ma mowy. Pójdziesz na te studia. Ja mogę studiować w Nowym Jorku.
- Nie chcę zmieniać twoich planów, Soleil - mruknął osowiale.
- Nie zmieniasz. Uczelnie w Ameryce też są świetne. Nie myślmy jeszcze o tym - uśmiechnęłam się pokrzepiająco w jego stronę, co Zayn skomentował tylko kiwnięciem głowy. W restauracji, Malik wziął dla siebie ciabattę z jajecznicą i bekonem, a ja zdecydowałam się na bajgiel z serkiem śmietankowym. Do tego wybraliśmy sok z mango. W Starbucksie było wielu ludzi ze szkoły. Jakby specjalnie się tu zebrali. Obserwowali nas i tak dalej. Niektórzy byli naprawdę zdziwieni tym, że ja i Zayn jesteśmy razem.
- Jak twoja mama dogaduje się z Emily? - spytałam, po czym upiłam łyk napoju.
- Raczej mają słaby kontakt. Emily ciągle coś nie pasuje. Pogodziłem się z mamą - rzucił na koniec. Na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech.
- Cieszę się. Musisz w końcu zrozumieć, że jesteś bardzo ważny dla Trish.
- Zrozumiałem, gdy zobaczyłem, jak Emily rozmawia z mamą. Ona stara się dać nam wszystko, a my tego nie doceniamy. Powiedziała mi dziś rano, że jesteś jedyną dziewczyną, z którą powinienem być, że masz na mnie dobry wpływ i bardzo cię lubi.
- Czuję się doceniona - zaśmiałam się cicho. Gdy skończyliśmy jeść, opuściliśmy budynek. Zayn ponownie zabrał mnie do siebie. Właściwie zostałam tam całą noc.

***
Opowiadanie 'confident' zacznę prowadzić już niebawem. Muszę napisać kilka rozdziałów na zapas. Jak wszystko będzie gotowe, dam Wam znać. I odblokuję komentarze. Miłego czytania. Jeśli chcecie, zostawiajcie swoje tt.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział trzynasty.

- Co ty tu robisz? - rzuciłam w stronę uśmiechniętej Victorii. Dziewczyna leżała na moim łóżku, jakby była co najmniej u siebie. Przewróciłam teatralnie oczyma, odstawiając torbę na biurko.
- Wdycham zapach mojego byłego chłopaka - westchnęła, a na jej twarzy igrał szyderczy uśmiech - Zayn jest w swoim klubie, więc mogę cię trochę nauczyć.
- To mój dom i nie życzę sobie tego, abyś wpadała tu, gdy ci się spodoba, okej? - aby spojrzeć na nią z bliska, musiałam unieść nieco do góry twarz.
- Nie zdziw się, jak spotka cię coś złego, Soleil. Ja się tu dostałam bez problemu, więc innym pójdzie to równie gładko. Pa, skarbie - i już jej nie było. Nie wiem, co ona kombinuje. Serio. Jakoś, gdy przyszłam do szkoły, nie była taka pewna siebie. Odetchnęłam głęboko, odrzucając sweter, który miałam na sobie, na oparcie krzesła. Wybrałam numer Malika. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Tak, Soleil? - zapytał, dosyć opiekuńczym głosem.
- Gdzie jesteś?
- W klubie. Zostanę tu do rana. Mam trochę zaległości, które muszę załatwić. Przepraszam - wymamrotał, a ja stojąc przed lustrem, przeczesałam palcami włosy.
- Więc widzimy się rano? - zadałam mu pytanie.
- Jeśli wstanie o 11, czy tam 12, to dla ciebie rano, to tak. Kocham cię.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się lekko, a następnie rozłączyłam. Odłożyłam telefon na szafkę przy łóżku, zastanawiając się nad zachowaniem Vic. Nie wiem, przed czym zamierzała mnie ostrzec. Ciekawe, co ona i Claire szykują. Czasem ich głupota naprawdę mnie zadziwia. Wyciągnęłam swoje krótkie nogi przed siebie. W zasadzie mogłabym zaprosić Alf do siebie, ale po podróży, na pewno śpi. Przywołałam Cookie do siebie i ucałowałam jej mały pyszczek. Pies biegał przy mnie nerwowo, co oznaczało tyle, że chce iść na dwór. Zmieniłam szybko ubrania, na jakieś wygodniejsze i cieplejsze, zaczepiłam go na smycz i wyszłam z domu, zamykając wcześniej drzwi na klucz. O tej porze, było już naprawdę zimno. Szczęście, że zabrałam ze sobą kurtkę. Pozwoliłam się prowadzić Cookie. Pies był uradowany tym, że dziś to on jest swego rodzaju przywódcą. Wkrótce potem, dotarłyśmy do tej ciemniejszej strony Londynu, o której ostatnio rozmawiałam z Zaynem. Mówił, że mam po prostu tam nie chodzić, ale co mogło mi grozić? Nie znałam nikogo stąd i ludzie raczej nie powinni mnie zaczepiać. Spokojnie wkroczyłam na 'zakazane' tereny. Pies nadal pędził przed siebie. Im bardziej wchodziłam w głąb tego miejsca, tym więcej pojawiało się petów, butelek po piwie, woreczków po narkotykach. Nie chcę wiedzieć, co tu się musiało stać. Kilkoro chłopaków siedziało na krawężników i opalali coś.
- Fajna dupa - krzyknął w moją stronę, co zlekceważyłam. Na rogu wysokiego budynku, był mały sklep.
- Co się stało, że dziewczyna Malika zechciała odwiedzić nasze skromne progi - burknął w moim kierunku sprzedawca, opierając dłonie na ladzie. Spojrzałam na niego, unosząc pytająco brew - Szefie.
Momentalnie pojawił się przy nas Jeremy. Serio? Ten typ kiedyś zniknie mi z życia? Najpierw Victoria, teraz on. A mogłam posłuchać się Zayna.
- Czyżby twój troskliwy chłopak, nie ostrzegł cię przed tym miejscem i przed nami? - uśmiechnął się perfidnie. Na ten widok, poczułam odruch wymiotny. Cookie trzymała się teraz blisko mnie. Nie odchodziła nawet na krok. Nawet i ona się boi. Cudownie.
- Tak się składa, że ostrzegał - wzruszyłam lekko ramionami.
- Sprzeciwiłaś mu się? - chłopak wyszczerzył się chyba jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe - Źle się to dla ciebie skończy. Widzę, że już od niego oberwałaś. Riley, zabieraj ją na zaplecze.
- Tylko mnie dotknij - warknęłam. Wchodzę do sklepu, aby kupić coś do picia, a mam skończyć z Jeremym na jego zapleczu? Kto wie, co ten idiota zamierza zrobić. Nim chłopak do mnie dotarł, wystukałam sms'a do Zayna. Później zabrali mi telefon i wepchnęli mnie do jakiegoś pomieszczenia. Trudno powiedzieć, kto tu urzędował, ponieważ było ciemno. Cuchnęło jakąś stęchlizną. Nie mam pojęcia, ile czasu tu spędziłam. W każdym bądź razie, dłużyło mi się. Wiedziałam, że Zayn tu przyjdzie, rozerwie Jeremy'ego na strzępy i zabierze mnie do domu. Och, mój królewicz na białym koniu. Pogłaskałam delikatną sierść Cooks, która siedziała przestraszona na moich nogach.
- Ta akcja nam nie wyjdzie, bo poinformowałaś swojego chłopaka, ale kolejnym razem, już ci na to nie pozwolę. Dobrze, że napisałaś do Malika. Przynajmniej zacznie się mnie bać - wymruczał Jeremy tuż nad moim uchem, a gdy jego dłoń wędrowała w stronę moich piersi, ktoś mocno go uderzył. Chłopak się przewrócił. Jak już mówiłam, z racji tego, że było ciemno, nie widziałam, kto tu jest. Więc, jakiś człowiek podciągnął mnie za ramiona do góry i zamknął w silnym uścisku.
- Prosiłem cię o coś, Soleil - szepnął Zayn, całując czubek mojej głowy. Wsunęłam ręce pod jego ramiona, przymykając powieki. Dopiero teraz poczułam oznaki zmęczenia.
- Przepraszam - oznajmiłam cicho, gładząc opuszkami palców jego plecy.
- Porozmawiamy o tym w domu. Chodź.

- Możesz mi powiedzieć, o czym myślałaś, gdy tam szłaś? - krzyknął poirytowany moim zachowaniem, Zayn. Czułam się mniej więcej tak, jakby on był moim ojcem, a ja dzieckiem, które dostało złą ocenę. Siedziałam wciśnięta w kanapę. Mulat spacerował od ściany do ściany, przede mną - Zainteresowało cię w ogóle to, jakie grozi ci niebezpieczeństwo z jego strony?
- Nie - burknęłam w odpowiedzi, co chyba jeszcze bardziej wkurzyło bruneta. Pociągnął za końcówki swoich włosów, wzdychając głośno.
- Soleil, cholera, zacznij się trochę zastanawiać nad tym, co robisz. Ostrzegałem cię, a ty i tak zrobiłaś swoje.
- Okej, daj już spokój - mruknęłam zniechęcona. Zayn machnął ręką i wyszedł z salonu. Nie wiem, gdzie się wybrał, ale drzwi trzasnęły, więc sobie poszedł. Pewnie będzie spał u siebie. Chyba nie można porównać tego do kłótni. Każde z nas potrzebowało chwili dla siebie. Położyłam się na kanapie i szczelnie okryłam kocem, który Malik tu zostawił rano. Momentalnie zasnęłam.

- Oczami Zayna.
Siedziałem z Thomasem w jakimś barze. Byłem naprawdę zły na Soleil. Zależało mi na niej i na jej bezpieczeństwie. Tłumaczyłem wielokrotnie, że nie może chodzić w tamte strony. Tej upartości, chyba nikt nie wybije jej z głowy.
- Mówię do ciebie - przyjaciel szturchnął mnie w ramię, po czym wypił kolejny kieliszek.
- Zamyśliłem się - potarłem palcami skronie, próbując się skupić na rozmowie z chłopakiem.
- Daj już spokój. Nic jej się nie stało - powiedział i kiwnął głową w stronę jakiejś dziewczyny, która wiła się na metalowej rurze. Nie wiem, co to było za miejsce, ponieważ byłem tu pierwszy raz. Od dłuższego czasu, interesuję się tylko So, dlatego od razu odwróciłem się plecami do tamtej blondynki. Ale chwila. Spojrzałem jeszcze raz. To Victoria. Na sto procent. Puściła oczko w moją stronę, a Thomas od razu się do mnie uśmiechnął.
- Znowu cię zaczepia. Mogłaby pomóc ci się rozluźnić.
- Nie wkurwiaj mnie, Tho - odwarknąłem, spoglądając na bruneta. Rzuciłem na bar banknot i zeskoczyłem z barowego krzesła.
- A ty dokąd?
- Wracam do Soleil - odparłem, wychodząc z klubu. Do domu swojej dziewczyny dotarłem w ciągu niecałych 5 minutach. Kellan spała w salonie. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok i ułożyłem się obok niej. Ucałowałem delikatnie jej kark i zasnąłem dosyć szybko.

- Oczami Soleil.
Poczułam, jak ktoś w środku nocy, ściąga mnie siłą z łóżka. Nie miałam nawet sił, aby otworzyć oczy i zobaczyć, kto to. Westchnęłam cicho, pozwalając się prowadzić. Kiedy poczułam zimne kafelki pod stopami, pisnęłam.
- Obudź się, Soleil - wymamrotał Zayn. Okazało się, że jesteśmy w łazience. Spojrzałam na niego skonsternowana - Idziemy biegać.
- Ale Zayn, jest środek nocy - jęknęłam, siadając na brzegu wanny.
- Jest dokładnie 8 rano. Czas, żebyś przywykła do wczesnego wstawania. Weź prysznic, jeśli chcesz. A jak nie, to po prostu ubierz coś wygodnego. Czekam na dole - rzucił zadowolony i wymaszerował z pomieszczenia. Przewróciłam teatralnie oczyma. Umyłam zęby, przemyłam twarz wodą i spięłam włosy w wysokiego koka. W pokoju ubrałam na siebie dresy i szeroki t-shirt, a do tego air maxy. Malik czekał na mnie w kuchni. Na początku, biegało mi się naprawdę dobrze. Nie czułam zmęczenia, ani nic. Ale z każdą chwilą, traciłam coraz więcej energii. Po mulacie nie było niczego widać. Ja przypominałam jakiegoś ogromnego buraka, a on czuł się wręcz, jak nowo narodzony.
- Nie dam rady - wyspałam, stając w miejscu.
- Oj chodź, nie marudź. Jeszcze kawałek - zachęcał mój chłopak. Odetchnęłam głęboko, nawet nie próbując mu dorównać. Biegłam swoim tempem. Stanęliśmy pod tym samym sklepem, w którym byłam wczoraj.
- Żartujesz sobie? Najpierw ochrzaniasz mnie za to, że tu przyszłam, a teraz sam mnie tu przyciągnąłeś?
- Dokładnie. Kupimy tylko wodę i wracamy do domu - Zayn ucałował moje spocone czoło. Ale chyba mu to nie przeszkadzało. Tym razem za ladą stał Jeremy. Był wyraźnie posłuszny, nawet nie zaczepiał Malika. Przecież on go wczoraj tylko uderzył. Może, gdy wyszedł z domu, rozmawiał z nim. Jednak szczerze w to wątpię. Spokojnie opuściliśmy tereny, na które nie wolno było mi wchodzić samej.
- Trochę cię nie rozumiem, Zayn - wymamrotałam, siadając na ławce w jakimś parku.
- W czym jest problem, skarbie? - spytał, uśmiechając się ciepło. Przyciągnął mnie z ogromną łatwością do siebie.
- Wczoraj powiedziałeś, że nie mogę tu przychodzić, a dziś znowu tu jesteśmy.
- Bo jak ja jestem z tobą, możesz chodzić wszędzie, rozumiesz? - chłopak uniósł pytająco brew. Kiwnęłam głową.
- Kocham cię - szepnęłam, przyciskając usta do jego ust.
- Ja też cię kocham, maleńka.

***
Jeszcze 4 rozdziały przed nami i koniec pierwszej części. Nie obiecuję, że druga się pojawi. Nudzi mnie już to opowiadanie, cóż. Komentarzy praktycznie brak, więc zero motywacji.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział dwunasty.

Praktycznie pół następnego dnia, spędziliśmy w łóżku. W zasadzie, ja spędziłam. Nasze mamy wrócą, gdy przyjdzie czas wrócić do szkoły. Więc mamy maksymalnie dużo swobody. Pewnie niejeden nastolatek o tym marzy. Ale szczerze mówiąc, wolałabym mieć mamę bez przerwy przy sobie. Wystarczy, że nie mam ojca. Zayn wstał równiutko o 7. Do 8 biegał, później poszedł z chłopakami na siłownię, a gdy zamierzałam opuścić łóżko, Malik wparował do mojego pokoju z tacą pełną jedzenia.
- Świetnie. Ty dbasz o siebie, a mnie zamierzasz utuczyć. Bardzo mądrze - wymamrotałam, co brunet skomentował śmiechem. Na drewnianej desce leżały dwa, jeszcze cieplutkie croissanty, dżem morelowy i gorąca czekolada z dużą ilością bitej śmietany. Piękny poranek. Złożyłam usta w dzióbek i szybkim ruchem przywołałam Zayna do siebie. Ucałował moje wargi, dosyć intensywnie. Na dworze było zimno, tak przynajmniej mi się wydawało. Ponure niebo, to jedyne, co zdołałam wybadać. Upiłam łyk czekolady, dmuchając ją wcześniej.
- Co chcesz dziś robić? - spytał najpiękniejszy człowiek, chodzący po tej ziemi. Zmrużyłam lekko oczy. Wzruszyłam beztrosko ramionami. Nie miałam ochoty na nic. Dosłownie - Zróbmy małą domówkę. Zaprosimy tylko bliskie osoby.
- Dobrze wiesz, że bliską mi osobą jest Alf, a jej nie ma w mieście.
- No tak - wymamrotał cicho, z drobnym zakłopotaniem - Chciałem, abyś poznała moich przyjaciół.
- W zasadzie nie mam nic przeciwko. Ty moich poznałeś w Los Angeles. Więc okej - przystałam na jego ofertę. Po skończonym śniadaniu, wygramoliłam się spod ciepłej kołdry, czego od razu pożałowałam. W pokoju panowała niska temperatura. Wzięłam telefon do ręki. Dwa nieodebrane połączenia od Alfie. Uhm, chyba czas się do niej odezwać.
- Cześć, skarbie - wykrzyknęła ochoczo. Naprawdę nie mam pojęcia, skąd ona bierze tyle energii i radości.
- Hej, Alf. Co u ciebie? - spytałam, nalewając wody do wanny. Usiadłam na jej brzegu, wgapiając się w niebieskie ściany, do połowy pokryte malutkimi kafelkami, w podobnym kolorze.
- Wszystko dobrze. Okazało się, że wrócę wcześniej. Powinnam być w Londynie w połowie przyszłego tygodnia, a wracam jutro. Będziemy miały dla siebie masę czasu - oznajmiła uradowana, a mnie od razu poprawił się humor.
- Cieszę się. Odbiorę cię z lotniska, dobrze?
- Pewnie. Jeszcze dam ci znać, co i jak - rozmawiałyśmy o jakichś głupotach przez kilka kolejnych minut, ustalałyśmy to, co zamierzamy robić, gdy Alf wróci do Londynu i tak dalej. Po dokładnej kąpieli, owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Wyprostowałam swoje włosy, zastanawiając się nad tym, co z nimi zrobić. Może powinnam nieco przyciemnić kolor? I przede wszystkim, podciąć końcówki. Tak, z pewnością to zrobię. Zrobiłam nazbyt wyzywający makijaż. Podobałam się sobie. Wymaszerowałam z łazienki. Zwiedziłam każdy kąt domu i nigdzie nie znalazłam Zayna. Może pojechał zrobić zakupy, albo jest u siebie. No nic. W garderobie naciągnęłam na siebie czystą, czarną bieliznę. Postawiłam na sukienkę czarną u dołu, na górze miała czarno-złoty gorset. Dekolt był dosyć mocno wycięty, ale nie przeszkadzało mi to. Zaczynam dobrze czuć się, w tak skąpych ubiorach. Malik wrócił jakąś godzinę później. Powiedział, że zaplanował wszystko na 19, więc mamy jeszcze 5 godzin dla siebie. Zayn był świeży, wykąpał się drugi, albo i trzeci raz dzisiejszego dnia. Miał na sobie czarne chinosy, biały t-shirt i czarną bluzę. Rękawy podwinął, aż do łokci, dzięki czemu wyglądał odrobinę chłopięco. Na jego stopach pojawiły się tym razem białe force'y. Przygryzłam nieświadomie dolną wargę.
- Wyglądasz niesamowicie - szepnął, gdy był już bliżej mnie. Uśmiechnęłam się zadziornie, wpatrując się w jego oczy. Moje serce biło, jak oszalałe. Tak,  Malik. Właśnie w ten sposób na mnie działasz. Jesteś z siebie dumny. Nie wiadomo skąd, pojawiło się we mnie to cholerne podniecenie. Przecież on mnie nawet nie dotknął. O co tu chodzi? Mulat zwinnie wciągnął mnie na swoje kolana i trzymał przy sobie - Kocham cię, Soleil. Na zawsze.
- Ja też cię kocham, Zayn - z moich ust wydobył się cichy pomruk, a w zasadzie jęk. Mój chłopak uśmiechnął się zawadiacko, jakby wpadł na najlepszy pomysł świata. Dowiedziałam się, o co chodzi, dopiero wtedy, gdy jego palec odsuwał cienki pasek moich stringów. No świetnie. Nawet teraz nie może się opamiętać? Ponownie jęknęłam. Jego palec był już we mnie. Mimowolnie, wypchnęłam leciutko biodra do przodu. Malik poruszał dłonią. Ostrożnie. Poruszał dłonią, jakby robił palcówkę już nie jednej dziewczynie. Dosyć szybko pojawił się orgazm. Całe moje ciało zadrżało, a Zayn był tym usatysfakcjonowany. W kuchni umył obie dłonie i raz, dwa, wrócił do mnie.
- To powinno ci pomóc się zrelaksować. Na pewno jesteś obolała po wczorajszym dniu - uśmiechnęłam się na wspomnienie o porannym seksie. Ale to prawda. Moja kobiecość trochę piekła, a przy jakichś większych ruchach, pojawiał się ból - Jesteś zbyt delikatna. Nie mogę tyle od ciebie wymagać. Przestanę to robić, obiecuję. Chcę, aby wszystko było idealnie. Jak w prawdziwym związku.
Zayn chyba przejął się słowami Claire. Zrozumiał, że nie ma doświadczenia w prawdziwej miłości. Ale cholera, nie jest w tym sam. Ja też nigdy nie byłam w związku. Usiadłam ponownie na jego kolanach i objęłam rękoma jego szyję. Musnęłam jego wargi.
- Nie przeszkadza mi to. Kocham cię takiego, jakim jesteś. Nie tylko ty nie wiesz, jak masz się zachowywać. Jesteś moim pierwszym chłopakiem. Oboje mamy zerowe doświadczenia, dlatego nie przejmuj się pieprzeniem Claire - burknęłam pocieszająco. Zayn przeczesał palcami swoje włosy. Ucałował czubek mojego nosa, co chyba miało oznaczać, że to koniec tematu. No dobra. Następnym razem, nie odpuszczę mu tak łatwo.

W okolicach godziny 19, pojawiali się przyjaciele Zayna. Jedzenie wcześniej zamówiliśmy z różnych restauracji, napoje alkoholowe, jak i bezprocentowe, Malik kupił rano, bez mojej wiedzy. Jego znajomi byli naprawdę, uhm, normalni i mili, czego się nie spodziewałam. Najlepiej rozmawiało mi się ze Skylar. Jak określiłaby ją moja matka: cycata blondyna, zadzierająca nosa. Takie było pierwsze wrażenie. Sky była dziewczyną Thomasa, czyli najlepszego kumpla Zayna. Okej, tyle zdołałam na razie zapamiętać. Ludzi było dużo. Może trochę za dużo. Ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Miałam za sobą dopiero 2 drinki, całe szczęście. Ktoś z pewnością będzie musiał ogarnąć to towarzystwo. Jedliśmy, tańczyliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, wygłupialiśmy się. Było naturalnie. Tak, jak to jest z ludźmi w naszym wieku.
- Opowiedz mi coś o sobie - rzuciłam do Sky, a ona strasznie się nakręciła.
- Jestem modelką od 3 lat. Dawno temu zrezygnowałam ze szkoły. Odkąd tylko pamiętam, ja i Thomi, przyjaźnimy się z Zaynem. Fajnie, że w końcu kogoś sobie znalazł. Jest przystojnym facetem, ale trochę za bardzo zamkniętym w sobie.
- Więc już wiem, skąd cię kojarzę. Byłaś kiedyś na okładce Elle, prawda? - gdy dziewczyna skinęła głową, kontynuowałam - A co do Zayna. Tak, wydaje się być bardzo pewnym siebie, ale jakoś nie szczególnie lubi rozmawiać o tym, co go dręczy.
- Hej, zagrajmy w butelkę - wykrzyknęła jakaś dziewczyna. Nie pamiętałam jej imienia i nawet jej nie kojarzyłam. Bo jak już mówiłam, była tu masa ludzi. Usiedliśmy w kręgu. Zayn trzymał mnie mocno przy sobie, co mogło wyglądać trochę idiotycznie, ponieważ reszta ludzi siedziała normalnie, pojedynczo. Skylar kręciła butelką, jako pierwsza. Wypadło na Megan.
- Nie mam zbyt dobrego pomysłu, dlatego leć w ślinę z Jennifer. Wszyscy chętnie popatrzą - kilku chłopaków zgodziło się na to, klaskali i wydawali różne dźwięki. Dobra, dziwnie się zaczyna. Zaraz ktoś będzie uprawiał seks na środku pokoju, bo wiele osób chce na to popatrzeć. Zayn wplótł palce w moje i ucałował mój policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten gest. Megan i Jennifer, jakby pasowało, że mają się pocałować. Ich całus trwał dłużej, niż normalny. Niektórzy naprawdę świetnie się przy tym bawili. Teraz kręciła Megan i wypadło na chłopaka, do którego wszyscy zwracali się 'Eagl'. Nie wiem dlaczego, ale potem zapytam Zayna. On wybrał pytanie.
- Co podoba ci się w dziewczynie Malika? - uniosłam pytająco brew. Brunet siedzący za mną, trochę się spiął. Znowu zazdrość, no pięknie. Eagl zmrużył oczy i uśmiechnął się tajemniczo. Później przeniósł wzrok na Zayna i mierzyli się przez dłuższą chwilę.
- Ma fajne cycki. Pewnie ciasną cipkę, bo Malik nie dał rady jej zaliczyć. Przecież przegrał zakład - no nie. Poczułam, że się czerwienię. To była dosyć krępująca sytuacja. Zwłaszcza, że Eagl był bezpośredni i nie zadawał sobie trudu z odpowiednim doborem słów.
- Zamknij ryj. Nie twój interes, więc po chuj się wpieprzasz w to? - ryknął mulat. Szybko wstał. Zamierzał chyba rzucić się z pięściami na swojego 'przyjaciela', ale w ostatnim momencie go powstrzymałam. No i oberwało się mnie. Wiem, że Zayn zrobił to nieświadomie. To ja nie powinnam podchodzić mu pod rękę, ale cóż. Nie chciałam problemów. Zayn jakby na chwilę przestał oddychać i pociągnął mnie do łazienki. Posadził mnie na toalecie i klęknął przede mną - Przepraszam, Soleil. Nie miałem zamiaru cię uderzyć. Nie wiem, jak to się stało.
- Jest w porządku - burknęłam. Policzek naprawdę zaczynał mnie boleć - To ja nie powinnam cię powstrzymywać.
- Bardzo cię boli? - zapytał, opuszkami palców lekko gładził mój policzek. Wysiliłam się na uśmiech.
- Tylko trochę - przyznałam. Zayn przytulił mnie do siebie.
- Nie znienawidź mnie, Soleil. Proszę - wyszeptał. Przecież to nie jego wina, więc trochę nie rozumiem, o co chodzi. Wtuliłam się w jego ciało.
- Nie martw się, Zayn. Nie mogę cię znienawidzić, przecież cię kocham - przez jakieś kilka minut tkwiliśmy w takiej pozycji. Policzek palił niemiłosiernie. A gdy spojrzałam w lustro, zauważyłam, że formuje się na nim siniak. Pięknie. Fantastycznie!
- Nie chciałem tego. Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził - szepnął po raz kolejny. Nie wiem czemu, przy mnie zawsze jest taki kruchy i bezbronny. Mogę robić z nim, co chcę.
- Wiem - odparłam, chcąc skończyć tym samym temat. Malik wyprosił wszystkich, dla świętego spokoju. Nie tak to miało wyglądać. Wszystko zapowiadało się dobrze. Była praktycznie 1 w nocy. Muszę położyć się spać. Dziś mam odebrać Alfie w lotniska, więc muszę być wypoczęta. Teraz boli mnie twarz. Z garderoby zabrałam jakieś dresy i zwykły t-shirt, które naciągnęłam na swoje ciało w łazience. Zmyłam makijaż, nałożyłam jakiś krem zmniejszający obrzęk i poszłam do swojego łóżka. Zayn tępo wgapiał się w sufit. Myślę, że nadal ma wyrzuty sumienia. Westchnęłam cicho, gdy objął mnie ramieniem i przyciągnął tak blisko siebie, że nie było między nami nawet najmniejszej przerwy. Powieki z każdą chwilą stawały się cięższe. Jedyne, czego teraz potrzebuję, to sen.

Obudziłam się około 11. A raczej obudził mnie mój dzwoniący telefon. Zayna nie było w łóżku, śniadanie stało na szafce nocnej. W pokoju panowała ciemność. Na ślepo dotarłam do włącznika światła. Odebrałam telefon.
- Tak, Alf? - spytałam, przecierając oczy. Zmęczenie nadal nie chciało opuścić mojego ciała. Policzek bolał mnie troszkę mniej.
- Będę na lotnisku za 8 godzin dopiero. Dlatego nie wiem, czy opłaca ci się po mnie przyjeżdżać.
- To nic. Będę na pewno.
- W takim razie, do zobaczenia - rzuciła wesoło, rozłączając się. Zayn przygotował mi gofry z toffi. Wzięłam jednego i zeszłam na dół. Tak, jak myślałam. Malik spał na kanapie. Telewizor grał w najlepsze. Wszystko było uprzątnięte. Zastanawia mnie, o której ten człowiek wstał. Ze swojego pokoju przyniosłam koc, którym przykryłam bruneta. Ucałowałam jego czoło. Gdy skończyłam jeść, postanowiłam wziąć prysznic. Umyłam dokładnie włosy i całe ciało. Zrobiłam sobie dokładny makijaż, aby jak najlepiej zakryć siniak, który dziś miał fioletowy kolor. Na szczęście jestem opalona. Więc nie jest to tak bardzo widoczne. Wysuszyłam włosy i spięłam je w warkocz. W garderobie naciągnęłam na siebie czystą, koronkową bieliznę. Dziś postanowiłam ubrać porwane jeansy, czarny, luźny t-shirt w paski i odrobinę rozciągnięty sweter. Wywinęłam nogawki spodni, a później ponownie wróciłam na dół. Zayn spał. A mnie się okropnie nudziło. Zostało mi całe 6.5 godziny do przylotu Alf. Nie wiem, co powinnam robić teraz. Właściwie wczoraj uznałam, że czas zrobić coś z sobą. Na kartce, którą przyczepiłam do lodówki, napisałam, że idę do miasta, a później, jeśli nie zdążę wrócić do domu, jadę na lotnisko po Alf. Wsunęłam na stopy ćwiekowane baletki, zabrałam z korytarza czarną torbę i wyszłam po cichu z domu. Mój samochód stał na podjeździe i wyczekiwał przyjścia swojej pani. Okej, to trochę głupie. Wsiadłam do auta. Gładko poszło mi wyjechanie z posesji. Co dziwne, nie było dziś jakichś ogromnych korków, a przecież zbliżała się godzina szczytu. To miasto jest... cholernie dziwne. U fryzjera spędziłam dobre 3.5, a może i 4 godziny. Moje włosy były skrócone o jakieś 4 centymetry. I przybrały odcień ciemnej czekolady. Dowiedziałam się, jakich preparatów ochronnych powinnam stosować. I oczywiście te, kilka minut później, zakupiłam w jakiejś drogerii. U kosmetyczki zrobiłam paznokcie, poprawiłam nieco makijaż i byłam gotowa, aby jechać po Alf. Za 30 minut miała być w Londynie. Nerwowo siedziałam na fotelu na lotnisku. Gdy zadzwonił mój telefon, byłam pewna, że to Alfie.
- Tak, Zayn? - spytałam, przykładając urządzenie do ucha.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - spytał. Wydęłam dolną wargę w przód, przyglądając się przechodzącym ludziom.
- Generalnie chciałam, abyś odpoczął. Chyba nic w tym dziwnego, prawda?
- Niby nie, ale powinienem być zawsze przy tobie - och, moje serce właśnie się stopiło - Kiedy będziesz w domu?
- Jestem na lotnisku, czekam na Alf. Niedługo powinna być. Nie wiem, co ona planuje, dlatego nie mogę obiecać ci, że wrócę niedługo.
- Dobrze. W takim razie spotkam się z chłopakami. Kocham cię, Soleil.
- Ja ciebie też kocham - rzuciłam w odpowiedzi, po czym się rozłączyłam. Zayn jest dobrą osobą i wiem o tym. Przynajmniej dla mnie stara się być odpowiedni. Nigdy nie pomyślałabym, że będziemy razem. Nim zdążyłam się obejrzeć, Alf maszerowała w moją stronę. Poderwałam się z miejsca i rzuciłam jej na szyję. Przywitałyśmy się buziakiem.
- Tęskniłam za tobą, So - oznajmiła, mocno mnie ściskając. Uśmiechnęłam się wesoło - Pięknie wyglądasz.
- Ja za tobą też. No i dziękuję - odparłam, zabierając od niej jeden bagaż.
- Mam ochotę na porządnego drinka, a później łóżko. Napijesz się ze mną? Przy okazji zdasz mi relacje na temat Malika - dziewczyna puściła mi oczko, chichocząc radośnie. W jednym z klubów, zamówiłyśmy po dwa drinki. Dla rozluźnienia atmosfery - Więc opowiadaj.
- Co mam mówić? Jest uroczym facetem, naprawdę. W Los Angeles zachowywał się inaczej, niż tutaj. Przespaliśmy się ze sobą, ale to już wiesz. Mieliśmy małe spięcie, przeprosił mnie i powiedział, że się zakochał. No i tak wyszło, że jesteśmy razem - wymamrotałam, upijając łyk niebieskiego napoju.
- Naprawdę? I nie mogłaś mi tego powiedzieć wcześniej? - Alf fascynowała się tym wszystkim, jakby jeszcze było czym. Przecież ja i Zayn, jesteśmy normalnymi ludźmi. Oboje zasługiwaliśmy na miłość i ją otrzymaliśmy - Skąd ten siniak?
- Oberwało mi się w nocy. Zayn zaprosił kilkoro znajomych. Jego niby przyjaciel zachowywał się dosyć niekulturalnie w stosunku do mnie. Zayn się wściekł i miał zamiar go uderzyć. Ja chciałam go powstrzymać. No i przypadkowo trafił we mnie. Naprawdę nie widziałam go tak zmartwionego, jak tej nocy.
- Musi mu bardzo na tobie zależeć. Przecież wszyscy wiedzą, jaki jest Malik.
Nie byłam wstawiona, ani nic, więc spokojnie mogłam prowadzić. Odwiozłam Alfie do domu, a później wróciłam do siebie. Zayna nie było. Pewnie nadal jest z kolegami. Jakie było moje zdziwienie, gdy w sypialni ujrzałam...